poniedziałek, 14 maja 2018

Rozdział 5

Rozkwit

W środku tygodnia nie miałam już pojęcia co czuję. Leif czasem był chamem i nie dało się z nim wytrzymać pięciu sekund, a zaraz potem był zabawny, dzielił się ze mną swoimi zainteresowaniami i potrafiliśmy rozmawiać przez długie godziny. Często zdarzało się mu odprowadzać mnie do domu. Kiedy to robił też się zmieniał. Nie rozmawialiśmy, trwaliśmy w przyjemnej ciszy. Wydawał mi się wtedy zamyślony i było w nim coś niesamowitego. Wyglądał dostojnie, jakby był królem przechadzającym się po swoich włościach. Czasem gdy mu się tak przyglądałam zdarzało się, że spojrzał na mnie. Jego oczy były tak głębokie i pełne pewnego rodzaju ciepła. Po chwili otrząsał się i patrzył na mnie z lekkim zdziwieniem. Tak wyglądała nasza rutyna przez ostatnich parę dni.

W piątek wieczorem nie było inaczej. Pod moim blokiem pożegnaliśmy się i chłopak ruszył w swoją stronę, a ja chwilę za nim patrzyłam. Gdy tylko straciłam go z oczu odwróciłam się w stronę domu, jednak na coś wpadłam. Grupa dziewczyn blokowała mi drogę. 
- Kogo my tu mamy? Mała Samanta bez swojej obstawy. Masz nam coś do powiedzenia? - zaczęłam rozpoznawać parę twarzy. Trudno było ich nie poznać. Były najpopularniejszymi osobami w szkole. Nawet nie integrując się z nikim miałam okazję o nich usłyszeć. Postanowiłam milczeć i ruszyłam żeby je wyminąć. Zablokowały mi drogę - Zapytam ponownie, masz nam coś do powiedzenia?
Zadrżałam. To nie mógł być przypadek. Są tu wszystkie. Pod moim domem. Akurat wtedy kiedy jestem sama. 
- Przepraszam, że na was wpadłam, mogę już iść?- spróbowałam ale miałam podejrzenie, że raczej mi się nie uda.
- Myślisz, że o to nam chodzi? - roześmiała się. Dziewczyna która mówiła pstryknęła palcami. Zapanowała cisza - Chcemy tylko przekazać ci wiadomość. Trzymaj się z daleka od Leifa. Jest mój - była blisko mnie i wyciągnęła rękę by mnie złapać gdy...
- Tak? Zobacz, nie wiedziałem - głos dobiegł tuż zza mnie. I faktycznie, chłopak stał przy mnie i położył mi rękę na ramieniu - Zdecydowanie wolałbym być jej jeśli mam wybór - dziewczyna aż syknęła z poirytowania. Leif złapał ją za rękę której nie zdążyła cofnąć - A teraz odczepicie się od niej i grzecznie pójdziecie do domów. Rozumiemy się? 
Blondynka kiwnęła głową i zwęziła oczy. Jej koleżanki patrzyły na nią zdziwione.
- Chodźmy dziewczyny. Nie marnujmy na niego czasu.

Oddaliły się. W końcu odetchnęłam. Odwróciłam się do zielonookiego. Nie wyglądał na zadowolonego. 
- Jeśli kiedykolwiek stanie się znowu coś takiego to odwracasz się i biegniesz. Najlepiej krzycząc. Wtedy ktoś może ci pomóc. Rozumiesz? - jego twarz nie zdradzałaby żadnych emocji gdyby nie lekko zmarszczone brwi. 
- Dziękuję, że mi pomogłeś. Trochę się bałam - przyznałam mu. Następnym razem jak tylko coś takiego się stanie zacznę biec i krzyczeć. Nie tylko dlatego, że on mnie poprosił.
- Nie ma sprawy. Po prostu wracaj już do domu. Odprowadzę cię pod drzwi.

Pod drzwiami przywitał się z moją mamą i bez słowa odszedł. Było mi przykro, że jest zły ale coś nie dawało mi spokoju.
- Może to jednak twój chłopak? Z taką pasją cie odprowadza - zażartowała moja mama. Odpowiedziałam jej uśmiechem, ale nie sięgał on moich oczu. Zamknęłam się w pokoju i leżałam na łóżku, a w mojej głowie odbijało się jedno pytanie.
Jak znalazł się obok mnie tak szybko i skąd wiedział, że potrzebuję pomocy? Nie były głośno gdy mnie zaczepiały. Stały patrząc w stronę z której nadszedł i go nie zauważyły? Dręczona tymi pytaniami zapadłam w niespokojny sen, a w nim widziałam wielkiego czarnego wilka o jego oczach.

*Z perspektywy Leifa* 

Nie jest dobrze. Jestem tu dwa tygodnie i Ona już znalazła Samantę. Muszę się Nią jakoś zająć, ale i lepiej zamaskować swoją obecność tutaj. Nie powinna była tak łatwo mnie oszukać. 
- Bardzo nieładnie się zachowałeś kochany - na dźwięk Jej głosu przeszły mnie ciarki - Nie powinieneś się cieszyć, że tu jestem?
- Na twój widok cieszyłbym się tylko gdybyś miała wystającą rękojeść sztyletu z brzucha - warknąłem i odwróciłem się w jej stronę. Zmierzyłem ją wzrokiem. Była wysoką blondynką o niezdrowo zielonych oczach. Miała pełne kształty i poruszała się jak drapieżnik na polowaniu - Czego tu chcesz? 
- Wiesz czego chcę. Ten kundel ma zdechnąć. Jesteś mój.
- Póki ona żyje nigdy nie będę twój. Znasz wolę mojego ojca.
- Twój ojciec nie ma wiele do powiedzenia. Zostało mu za mało czasu. 
- I wtedy rządzić będzie mój brat idealista. Jak myślisz, co z tobą zrobi? - uśmiechnąłem się słodko. Syknęła.
- Gdybyś tylko przejrzał na oczy. Jeśli będziesz ze mną moglibyśmy rządzić razem. Mógłbyś się go w końcu pozbyć! 
- Może. Ale może nie zależy mi żeby się go pozbywać. 
- Jeszcze tego pożałujesz.
- Ty pożałujesz - podszedłem bliżej - jeśli kiedykolwiek zobaczę ciebie lub twoich sługusów blisko niej - złapałem ją za szyję. Tylko się wyszczerzyła.
- Zobaczymy - wywinęła mi się i zniknęła w mroku - Zobaczymy słodki książe...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz