poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 19- Marzenia

                                                  *Oczami Samanty*
     Kiedy zasypiałam czułam jeszcze jak Loki poprawia mi kołdrę. Dalej czułam motyle w brzuchu. On... O bogowie! Jak on genialnie całuje!!! Czy to oznacza że Loki mnie kocha? I czy to oznacza że jesteśmy razem? A może to była tylko chwila słabości? Nie nie sądzę. Coś w jego oczach jasno mówiło mi, że coś między nami jest. To jest chyba najszczęśliwszy dzień mojego życia!
Nie! Miałyśmy nic nie czuć! Co jeśli nas skrzywdzi i zostawi?!
Ja mu ufam. Teraz moja kolej! Moja złośliwa i zła strona już mną nie rządzi. Przebrałam się w wygodny strój, kiedy Shiwaya wpadła do pokoju.
-Pani- spojrzałam na nią groźnie- znaczy... Samanto- uśmiechnęłam się promiennie- twoja matka oczekuje cię za godzinę.
-Shiwayo... Mogę traktować cię jak przyjaciółkę?
-Oczywiście! Znaczy... -przywołała się do porządku-To dla mnie zaszczyt, Samanto.
-Czyli mogę ci się zwierzyć?-wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
-O każdej porze dnia i nocy.
-Zakochałam się na zabój i możliwe, że to odwzajemnione uczucie!
-Jesteś tu pierwszy dzień...
-Tylko że mi chodzi o Lokiego!- jej mina była bezcenna.
-W kłamcy? Ja nie wierzę! Skąd wiesz że on to odwzajemnia?- jej oczy były szeroko rozwarte.
-Bo właśnie całowaliśmy się w nocnym ogrodzie!
-Co jeśli chce cię wykorzystać? To może być kolejne jego kłamstwo! Błagam, nie ufaj mu!- łza pociekła po jej policzku.
-Nie martw się. Widziałam to w jego oczach. One nigdy nie kłamią- Shiwaya przytuliła mnie i zaniosła się płaczem.
-Cieszę się twoim szczęściem, ale uważaj na siebie, błagam!- potem myśląc że nie słyszę dodała szeptem-Nie chcę byś była przepowiedzianą.
       Kiedy szłyśmy do komnaty mojej matki zastanawiałam się nad jej słowami. Kolejne tajemnice? Może matka mi to wyjaśni…
Puk. Puk. Puk.
-Wejść!- głos przypominający dźwięk dzwonków dobiegał z komnaty. Weszłam tam pewnym krokiem a moja nowa przyjaciółka pomachała mi i zamknęła za mną drzwi.
-Kochanie, czekałam na ciebie- jej uśmiech zwalał z nóg.
-Cieszę się, że mamy chwilę dla siebie. Mam tyle pytań! Chciałabym cię jak najlepiej poznać, nadrobić te lata...- podeszłam do niej bliżej. Pachniała fiołkami.
-Kochanie, nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłam, żeby nas rozdzielono! Ale to wina twojego ojca!
-Ojca?- no tak. Teraz mam pełną rodzinę.
-Tak. Wierzył, że pokochasz go bardziej, że uda mu się ocalić cię przed przeznaczeniem na Mitgardzie. Ale się mylił...
-Jakim przeznaczeniem? Kto jest moim ojcem?
-Twój ojciec to Surtur. A o przeznaczeniu... Zacznę od tego, że kiedy się urodziłaś, umierała bardzo potężna wieszczka. Mówiono, że jej przodkowie wywodzili się z Wanów. Równo o północy przyszłaś na świat, a ona wydała ostatnie tchnienie, jednak zdążyła wygłosić przepowiednię. Brzmiała ona tak:
Niebieski i czerwony,
Cień i światło,
Nienawiść i miłość,
Dwie osoby w jednym ciele i jedna osoba w dwóch ciałach,
Kiedy pozna kłamstwo prawda, 
Kiedy światło cień skazi,
Potęga lodu, potęga ognia światy pochłonie.
Jeden ratunek jest dla świata,
Miłość w czerwieni i miłość w błękicie,
Ocalą czy zniszczą,
A może się nie spotkają?
-Ojciec nie chciał, by to było o tobie. Słyszano też plotki o chłopcu, który był zaadoptowanym przez Odyna Lodowym Olbrzymem.
-O Lokim?- byłam zszokowana. Podsumujmy informacje. Mogę zniszczyć świat bo się zakochałam... Hmmm.... Czemu ja zawsze mam pecha?
-Kochanie, nie przejmuj się tym! Po prostu żyj tak, jak lubisz. Ja zajmę się całą przepowiednią. Nie płacz- przytuliła mnie, a ja zorientowałam się, że gorące, słone łzy płyną po moich policzkach.
        Nagle ktoś wparował do pokoju.
-Tęskniłem za tobą, córko- znajomy głos rozległ się w sali. Matka schowała mnie za plecami i ustawiła się w postawie bojowej.
-Surtur... Co ty tu robisz?- wysyczała. Spojrzałam na nowo przybyłego. Tata? Mój Midgardzki, zwykły tata?

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział18- Pochowane nadzieje

Hej! Dawno mnie nie było... Pamiętacie jeszcze co się działo w poprzednich rozdziałach? Ja musiałam przeczytać wszystko od nowa bo mi się pomyliło. Mam 2 wolne od wyjazdów dni, więc... Zapraszam na rozdział!


                                                             *Oczami Samanty*
        Shiwaya opowiedziała mi o mojej rodzinie. Mój kuzyn był wielkim wojownikiem. Moja matka była legendą jeśli chodzi o używanie magii. Ciotka była najrozsądniejszą królową w historii. I gdzie tu miejsce dla mnie?
-Mam do ciebie jedno pytanie- przerwałam jej na chwilę.
-Pytaj o co chcesz, Pani.
-Miałaś zostać żoną mojego kuzyna. Czy to było tylko małżeństwo z rozsądku?- jestem dociekliwa jeśli chodzi o takie sprawy. Jakoś zawsze ciągnęło mnie do romansów, co zawsze skrzętnie ukrywałam.
 Dziewczyna spojrzała na swoje bose stopy. Jej policzki zrobiły się niebieskawe. To chyba znaczy, że się zarumieniła.
-Nie... Znaczy tak! To znaczy ja...- szukała słów.
-Hej, mi możesz powiedzieć- zachęciłam ją łagodnym uśmiechem- Przyda mi się osoba z którą będę mogła szczerze porozmawiać.
-To małżeństwo było planowane przez nasze rody, jednak ja czułam do Księcia Eldariona więcej, niż powinnam, nawet jako jego narzeczona...- po jej policzku spłynęła łza. Podeszłam do niej  ją objęłam.
-Nie przejmuj się. Przepraszam, że zapytałam. Mój błąd. Chodźmy na tą ceremonię, bo nie dadzą nam żyć. Muszę w końcu poznać moją rodzinę- wyszłyśmy z mojej komnaty.
       Eskorta zaprowadziła mnie do sali. Była urządzona niezwykle. Była na równi piękna z salą tronową Asgardu. Na  tronie siedziała królowa w brązowej, połyskującej się sukni. Po jej lewej stronie, na małym srebrnym tronie siedział dość wysoki chłopak w moim wieku. Boki głowy miał wygolone, a pozostałe włosy miał splecione w długi czarny warkocz. Wpatrywał się w stronę z której nadeszłam. Po prawicy królowej siedziała kobieta o wyrazistych kościach policzkowych i hipnotyzujących oczach. Była ubrana na złoto. Jej kruczoczarne, lekko pofalowane włosy swobodnie opadały na opacie jej siedziska. Miała dość wysokie czoło, które pięknie komponowało się z resztą twarzy. Jej pełne usta zastygły w uśmiechu. Przyglądała się mi z ciepłem, którego nigdy wcześniej nie zaznałam.
        Nagle usłyszałam kroki. Spojrzałam się w stronę z której dobiegał dźwięk. Napotkałam czerwone oczy intensywnie wpatrującego się we mnie kłamcy. Był ubrany w zbroję podobną do tej, którą nosił na co dzień. Jedynie kolory były inne. Zimne. Loki wyglądał bardzo dobrze. Co ja plotę? Wyglądał teraz naprawdę bosko. Nie żebym miała coś do jego asgardzkiej formy...
-Dobrze ci w niebieskim- powiedziałam, przywołując na twarz lekki uśmiech.
-Tobie w czerwonym- podał mi ramię. Powoli ruszyliśmy w stronę trzech tronów.
       Przed obliczem królowej skłoniliśmy się.
-Rodzina nie musi mi się kłaniać!- królowa powstała z tronu. Wraz z nią wszyscy zgromadzeni- Podejdź do mnie Samanto. Chcę ci się przyjrzeć- zdążyłam postawić 3 kroki kiedy sama do mnie podeszła. Położyła mi dłonie na ramionach i spojrzała mi głęboko w oczy- Wyrosłaś na piękną kobietę kochana. Cieszymy się, że jesteś z nami! Musisz się jeszcze tyle dowiedzieć...- mam tylko jeden komentarz. WULKAN ENERGII. Nawija jak karabin maszynowy! Myślałam, że królowa musi być spokojna, rozważna i opanowana.
 -Ezinoro, wystraszysz ją- kobieta która mi się wcześniej przyglądała podeszła do nas powoli. Każdy jej uch wydawał się elegancki i przemyślany. Przesunęła delikatnie królową. Stała teraz naprzeciwko mnie. Patrzyłam prosto w jej szklące się lekko oczy. Nagle przytuliła mnie do siebie i zaczęła głaskać mnie po włosach. Zebrani zaczęli klaskać.
-Najdroższa córeczko... Tak za tobą tęskniłam!- czułam jak lekko szlocha. Przed moimi oczami pojawił się obraz kobiety, która mnie wychowała. Te wszystkie dni kiedy płakałam, zastanawiając się, czemu nie ma dla mnie miejsca w sercu własnej matki. Te lata zamykania się w sobie... A teraz nagle jestem tutaj. Właśnie przytulam matkę, która nazywa mnie zdrobniale córeczką... Przytuliłam ją najmocniej jak umiałam- Radujcie się ludzie, bo oto moja córka powróciła do nas!- obejmowała mnie teraz jednym ramieniem. Eldarion podszedł i mnie uścisnął. Był naprawdę wysoki.
     Powitaniom nie było końca. Wieczór miałam spędzić z matką, a w nocy miała odbyć się uczta z niespodzianką. Kiedy ciotka wspomniała o niespodziance Loki uśmiechnął się, jak dziecko, które robi komuś psikusa. Pewnie wie o co chodzi. Na razie jednak wolałam nie pytać go o nic. Jest tak miło. Nawet on chyba dobrze się bawi, bo szczerze się uśmiecha. Cieszy mnie to. Chciałabym, żeby tak było zawsze.