poniedziałek, 27 stycznia 2014

Przepraszam Was!

Przepraszam że zwlekam z rozdziałem. Mam mnóstwo sprawdzianów, a w zeszłym tygodniu byłam na wyjeździe. W tym tygodniu (29 stycznia konkretnie) mam urodziny i całe dwa tygodnie do rozplanowania (bo kto nie świętuje urodzin dwa tygodnie?). Postaram się napisać jak najszybciej.

wtorek, 14 stycznia 2014

Rozdział 11- "... niech żyje król!"

     W wielkiej Sali Uczt wszyscy zajęli już miejsca. Siedziałam po prawicy Wszechojca. Na przeciwko mnie siedział Thor, a po boku Loki. Ten drugi patrzył na mnie wyczekująco. Zaczęłam:
-Thorze, zauważyłam, że ostatnio wydajesz się być na mnie zły... Jeśli to przez moje głupie słowa o Jane to... Mogę cię tylko przeprosić i próbować pocieszyć. Wiesz ona i tak by umarła. Przecież nie żyłaby tak długo jak ty...
Thor znowu słysząc jak obrażam zmarłą wstał gwałtownie. Jego młot jednak upadł bezwładnie na stół. Odyn wstał od stołu.
-Jak śmiesz atakować tę młodą damę! W dodatku ma rację! Coraz bardziej uważam, że to Loki zasługuje na tron!
-CO?!- Thor był wściekły- Mam dość twych głupich decyzji!- wyszedł z sali. Za nim pobiegła jego przyszła narzeczona. Zaczęłam się zachowywać jak przerażona dziewczynka.
-Ja... ja nie chciałam ja...- zaczęłam szlochać. Odyn spojrzał na mnie łagodnie. Nie martw się. Jest ostatnio zdenerwowany. Martwię się o niego. Może zrobić coś głupiego.
      Reszta uczty minęła w ciszy. Wstałam od stołu, podziękowałam i poszłam do komnat Lokiego. Czekał tam na mnie. Był zadowolony.
-Dobrze się spisałaś. Dzisiaj masz sprawdzian z iluzji, wiesz o tym?- uśmiechnęłam się do niego.
-Jakbym śmiała zapomnieć- lekko się pochyliłam parodiując ukłon. Jego uśmiech się poszerzył.
-Chodź za mną.
                                                           *Osoba trzecia*
    Wszechojciec usiadł na podwójnym złotym łożu w swej komnacie. Westchnął ciężko. Tęsknił za żoną, którą zamordował mroczny elf. Była jego najważniejszą doradczynią i pocieszycielką. Wiedziała jak zająć się synami. Miała ogromne serce. Przyjęła kiedyś na dwór służącą, była 5-letnią dziewczynką. Miała na imię Sigyn... I jeszcze sprawa Sigyn! Wiedział, że to był jego błąd, lecz teraz miał już mniejsze poczucie winy. Przecież teraz...
    Starzec usłyszał jak otwierają się drzwi do jego komnaty. Odwrócił się. Ostatnią rzeczą którą zobaczył, była broń miażdżąca mu kości i pozbawiająca życia. Potem była już ciemność i pamięć o tym, który to zrobił.
                                                           *Oczami Lokiego*
   Gdy do mojej komnaty przyszli żołnierze miałem pewne podejrzenia, czy plan się udał. Jednak to co usłyszałem... To był szok. Szybko podążyłem do komnaty jednookiego władcy. Leżał na ziemi. Z jego ust ściekała strużka krwi. Król nie żył.
-Książę Loki, ty jedyny dysponujesz mocą zdolną przywołać ostatnie jego wspomnienia! Prosimy...- jedna ze służących spojrzała na mnie zielonymi oczyma. Szmaragdowymi. Bliźniaczo podobnymi do moich.
-Oczywiście. Mam zamiar pomścić śmierć ojca- zapewniłem. Podszedłem do ciała i położyłem dłonie na czole nieboszczyka. Było lodowato zimne. Skupiłem się. Z jego ust wystrzeliła wiązka światła. Wszyscy zobaczyli Thora celującego młotem w ojca.
-Chodźmy ! Trzeba złapać mordercę!- krzyknął wysoki czarnowłosy mężczyzna o lekko kobiecych rysach twarzy. Wszyscy się z nim zgodzili. Szliśmy po Thora.
                                                             *Oczami Samanty*
    Kiedy ludzie wybiegli z sali przemieniłam się w siebie podeszłam do Lokiego. Miałam na sobie delikatną złoto-czarno-szmaragdową jedwabną suknię odsłaniającą część mojej prawej nogi. Taki strój pojawiał się u mnie po nałożeniu iluzji.
-Jak się spisałam?
-Byłaś niesamowita. Wręcz czarująca.
-Nie sil się na komplementy. Lepiej chodźmy, bo twój braciszek i moja siostrzyczka nawieją- przeteleportował nas do sali biesiadnej gdzie zebrał się lud. Podeszliśmy do Thora kłócącego się z mieszczanami i służącymi.
-Więzy!- wykrzyknął Loki. Thora spowiły potężne łańcuchy. Upadł na ziemię.
-Loki! To oszustwo! Nie wierz im!
-Thorze Odinsonie! Zostałeś oskarżony o zabicie Wszechojca Odyna! Nie mam sumienia cię zabić bracie...- posłał mu smutne spojrzenie- Skazuję cię na dożywotni pobyt w więzieniu!
   Gromowładnego i jego nową dziewczynę przetransportowano do więzienia przy mojej i Lokiego pomocy. Pogrzeb wyznaczono na przyszły tydzień. Loki wyglądał na przybitego. Wieczorem odbyła się huczna uczta ku pamięci Odyna. Loki został natychmiastowo mianowany na następcę tronu.
    Właśnie nowy król miał wznieść toast. Jedyne słowa jakie trudem wypadły z jego ust to:
-Umarł król- wypił zawartość kielicha. Uczyniłam to samo. Ulotniłam się z sali poszłam w stronę jednej z komnat. Dalej trzymałam do połowy wypełniony kielich z uczty. Oparłam się o złote drzwi. Nie czekałam długo. Pojawił się Loki. Uśmiechał się w swój sposób. Coraz bardziej lubiłam ten uśmiech. Zwiastował zwycięstwo. Uniosłam kielich w jego stronę.
-... niech żyje król!
                                                           *Oczami Lokiego*
  Zdziwiła mnie jej obecność i zachowanie. Wiedziałem, że była przebiegła.
-Zgodnie z umową twoja siostra jest gotowa...
-Wiesz. Poza umową było to, że zostanę królową, o czym mnie nie poinformowałeś. Ale no cóż... jesteś na mnie skazany.
-Nawet nie znasz mojej natury.
-Bo jej nie pokazujesz.
Westchnąłem teatralnie. Jak chce, to niech ma!
-Chodź za mną.
W mojej komnacie stanąłem do niej twarzą w twarz. Zbliżyłem się. Zadrżała. Dalej pamiętała, co stało się ostatnio. Nachyliłem się nad nią.
-Czy boisz się potworów?- nie była w stanie wydusić z siebie słowa, więc tylko pokręciła przecząco głową- Nie? A powinnaś.
    Zacząłem zmieniać się w moją naturalną formę. Moje ciało nabrało niebieskiej barwy. Oczy zabarwiły się na czerwono. Bił ode mnie chłód mocniejszy niż zwykle.
    Zapamiętajcie moje słowa: "Kobieta zawsze was zaskoczy. Nie ważne czy jesteście bogami czy śmiertelnikami. Zawsze, bez wyjątku." Powoli wyciągnęła rękę i dotknęła delikatnie mojego policzka. Ten gest... Tak znajomy, a prawie zapomniany. Poczułem parzące ciepło w miejscu, gdzie jej skóra dotykała mojej. Nagle stało się coś dziwnego. Szybko się odsunęła. Jej ręce... Jej ręce były pomarańczowe w czerwone pasy.

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 10- Sny to prawda

     Na moje nieszczęście Loki nie zapomniał o postanowieniu uczenia mnie podstaw magii. Co prawda mnie to interesowało i byłam dość pojętną uczennicą [Ach ta skromność;)] Loki był jeszcze bardziej wymagającym nauczycielem.Z każdą nieudaną próbą rzucenia danego zaklęcia, patrzył na mnie jak na śmiecia. Była to skuteczna metoda, bo nie cierpię, gdy ktoś tak n mnie patrzy. O wydarzeniu z przed paru dni nie rozmawialiśmy. Powoli zaczynałam wierzyć, że mi się to śniło. W tym wypadku mogę uznać, że to był okropny koszmar.
    Ale ci się podobało! moje serce nie dawało za wygraną.
Spadaj! To moje decyzje i moje życie!
Nie zadzieraj z kimś, kto ma pod kontrolą twój krwiobieg!
To się nie wcinaj!
Moje myśli zawzięcie się ze sobą kłóciły. Serce to jedno, rozsądek to drugie. Skutecznie wyłączyłam to pierwsze z dyskusji. Nie mam czasu ani głowy na takie myśli! Muszę się uczyć, denerwować Thora, pokazywać Odynowi jaką miłą i uprzejmą osobą jestem. Nawet nie znałam planu Lokiego. Bardzo możliwe, że ufałam mu, bo był do mnie w pewnym sensie podobny.
       Tej nocy nie mogłam długo zasnąć. Zastanawiałam się nad zdziwieniem na twarzy Odyna kiedy pojawiłam się w pałacu. Miał coś powiedzieć, ale patrząc na adoptowanego syna, zmienił zdanie. Nie wiem o co mu chodziło. zamknęłam oczy pozwalając sobie na chwilę odpoczynku.
      Spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Nie byłam sobą. Miałam długie, falowane włosy w kolorze ciemnej czekolady. Moja skóra zaś odcieniem przypominała czekoladą mleczną. Miałam czerwoną, lejącą się suknię, która odsłaniała moją nogę. Moje oczy były bardzo jasno zielone. Usłyszałam dzwonek. Rozejrzałam się wokoło. Byłam w jednej z komnat w Asgardzie. Usłyszałam dźwięk dzwonka. Coś kazało mi iść przed siebie. Poddałam się temu uczuciu. Nie miałam kontroli nad swoimi ruchami. Poszłam do kuchni. Tam na stole stała srebrna taca z jedzeniem i piciem. Było tam też nakrycie dla dwóch osób. Podniosłam tacę i zaczęłam kierować się w stronę jednej z komnat. Nie wiedziałam czemu, czułam się szczęśliwa. Rozejrzałam się. Już wiedziałam gdzie niosą mnie nogi. Szłam do komnat Lokiego. Stanęłam przed wielkimi drzwiami, które otworzyły się, nie wydając żadnego dźwięku. Jeśli się mocno skupiłam, słyszałam myśli osoby w której głowie się znajdowałam. Jednak kiedy przekroczyłam próg, wszystko ucichło. Lekko spuściłam głowę i patrzyłam w podłogę. Podeszłam do biurka, na którym położyłam przyniesiony posiłek. Usłyszałam szelest za plecami. Odwróciłam się. Poczułam na moim podbródku zimną dłoń. Lekko uniosłam głowę. Patrzyłam w twarz kłamcy, tylko... Wydawał się taki... Taki inny. Jego oczy przepełniała miłość. Pocałował mnie delikatnie. Oddałam pocałunek zgodnie z wolą mojego nowego ciała i umysłu.
-Cieszę się, że już jesteś- uśmiechnął się- Tęskniłem za tobą.
-Książę Loki, ja...-Z moich ust wydobył się słodki, spokojny głos.
-Tylko nie książę. Mówiliśmy już o tym. Dla mnie nie jesteś służącą. 
-Loki...- spojrzałam mu w oczy- A jeśli twój ojciec, lub brat się dowiedzą?
-Po naszej stronie jest moja matka. Niczym się nie przejmuj. Wszystkim zajmę się ja, a w przyszłości będziemy mogli być razem bez problemu!
-Boję się. Nigdy nie chcę cię stracić.
-Nie martw się. Ja nie chcę tracić ciebie- lekko musnął mój policzek ustami- Kocham cię, Sigyn...

                                                               *Oczami Lokiego*

       Muszę się przyznać, że tej nocy bałem się zasnąć. Mój plan szedł w jak najlepszym kierunku. Thor nienawidził Samanty, Odyn traktował ją jak najbliższą przyjaciółkę rodziny, a na mnie nikt nie zwracał uwagi. Więc czemu nie spałem?
      Przepędziłem z głowy głupie myśli i zamknąłem oczy...
   Piękna, ciemnowłosa kobieta stała obok mnie w sali tronowej. Sigyn... Przed tronem, na którym siedział Odyn stał malutki jeszcze wtedy wilczek i choć starszy, także młody wąż. Odyn odezwał się:
-Za wasze przyszłe winy, wy potwory, zostaniecie zgładzone. Zapobiegniemy śmierci mojej i mego pierworodnego syna. 
 Bogini wierności ni wytrzymała. Mimo moich protestów nie wytrzymała. Wybiegła przed oblicze Wszechojca i przytuliła zwierzęta.
-To tylko dzieci! Niczemu nie są winne! Co ci zrobiły, Wszechojcze?
-TY! Jak śmiesz mi przerywać! Jesteś zwykłą niewolnicą! Masz szczęście, że nie zabiłem cię za twoje relacje z księciem Lokim!
-Weź mnie, ale dzieci zostaw w spokoju- miałem krzyknąć, żeby się opanowała, wróciła i zajęła należne jej miejsce. Obok mnie- Loki-uśmiechnęła się łagodnie- Zajmij się nimi. Kochaj ich i pokaż im życie z jak najlepszej strony. Uśmiechaj się do nich. Tak rzadko się uśmiechasz...
Nie mogłem nic zrobić. Czas zwolnił. Nie mogłem się poruszyć. Wiązka światła wystrzeliła w stronę mojej ukochanej. Patrzyła na mnie z miłością wypisaną na twarzy. Szeptała coś. 
-NIE!!!- krzyknąłem. Podbiegłem do bezwładnego ciała, do którego tulili się dwaj chłopcy. Zmienili się ze swych zwierzęcych postaci w kilkuletnich bogów. Szybko wyszeptałem wszystkie zaklęcia uzdrawiające. Jej dusza była jeszcze w ciele. Czułem to. Jednak nic nie mogłem zrobić... Chociaż... Wyszeptałem jeszcze jedną formułkę. Nie udało mi się. Jestem pewien. Płomyk życia zgasł. Po raz ostatni w życiu zapłakałem. Przytuliłem chłopców, a wieczorem usunąłem pamięć z tego dnia Fenowi. Mung nie chciał. Chciał pamiętać. Był tak podobny do mnie. Jego brat przypominał matkę. Odyn zrozumiał co zrobił. Wielokrotnie przepraszał. Wszyscy mi współczuli, ale współczucie nie przywróci jej życia. Stałem się bezwzględny.  Tylko dla chłopców zachowałem śmiech. 
       Obudził mnie ból serca.

                                                                       *Oczami Samanty*

      Otworzyłam oczy. Ten sen... To tak jakbym widziała oczyma tej Sigyn. Skądś znałam to imię. Było mi znane, a zarazem tak odległe. Musiałam o to spytać trickstera. Musiał ją znać. Wręcz pokusiłabym się o inne określenie jego uczuć (on ma uczucia o.O) do ciemnowłosej.
       Moja nadzieja na uzyskanie odpowiedzi rozwiała się, gdy przyszłam do komnat kłamcy na naukę magii. Wyglądał, jakby miał coś wysadzić w powietrze. Niepewnie usiadłam obok niego przy biurku. Spojrzał na mnie przelotnie. Wbiłam wzrok w podłogę. Nie chciałam patrzeć w jego szmaragdowe oczy. Czułam jak wwierca się we mnie spojrzeniem.
-Mamy zaproszenie. Idziemy na wielką wieczerzę Odyna.
-Rozumiem.
-To najważniejsze wydarzenie, jeśli chodzi o mój plan. Teraz omówimy, co masz robić...