piątek, 11 maja 2018

Rozdział 4

Zmiany

Dzwonek do drzwi. Tak bardzo nie spodziewaliśmy się tego dźwięku, że odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Ja odwróciłam wzrok a on poszedł zobaczyć kto przyszedł. Wydawał się być wkurzony. Przeczesałam włosy palcami i wzięłam głęboki wdech. Czy ja właśnie prawie go pocałowałam? Po całym tym podpuszczaniu mnie i tych wszystkich chamskich podrywach? Byłam wściekła, ale nie byłam już pewna na kogo: na siebie, na niego czy na osobę która zadzwoniła do jego drzwi. 
- ... Już ją wołam - usłyszałam głos chłopaka - Samanto, twoja mama już czeka - ciszej dodał - Uważaj na siebie dobrze? Nie zmuszaj mnie do bycia miłym zbyt często - puścił oko i odprowadził mnie do drzwi. 


W samochodzie panowała przyjemna cisza, jednak widziałam, że mama ledwie mogła powstrzymać podekscytowanie. W końcu nie wytrzymala. 
- To twój chłopak? Jest strasznie przystojny! Od kiedy go znasz?
Cała zarumieniona postanowiłam wyprowadzić ją z błędu.
- To nie mój chłopak. To ten nowy chłopak o którym ci mówiłam...
- Ten niemiły? - uniosła brwi - Trudno mi uwierzyć... był taki uroczy. Zadzwonił do mnie i powiedział, że zapomniałaś telefonu, robicie projekt z historii i obiecał, że dobrze się tobą zajmie - chwile żadna z nas nic nie mówiła - A może jednak to twój chłopak? 
Zaśmiałam się.
- Mamooo, wiedziałabym chyba, że to mój chłopak gdyby nim był.
- Ale może nie chciałaś mi powiedzieć? Wiesz byliście sami u niego w domu... wszystko mogło się zdarzyć...
- Mamo, nie!
- Tylko tak mówię! - zachichotała - Wiesz, dobrze byłoby mieć ładnego zięcia i pocieszyć na starość oczy.
Jechałyśmy obie w dobrych nastrojach i już nie wspominałyśmy o Leifie. 

Rano pamiętałam żeby koniecznie zabrać butelkę wody. Wsunęłam się w białą sukienkę ze złotymi ozdobami i pobiegłam do szkoły. Poniedziałki mnie nie przerażały. Lubiłam produktywność wiążącą się z nauką i wczesnym wstawaniem. Dzisiaj w planie mieliśmy wycieczkę do stadniny i jazdę konną. Na szczęście moje ubrania i sprzęt jeździecki zawsze tam na mnie czekają. Jestem regularnym gościem. Dni wycieczek to jedyne okazje, gdy w samej szkole siedzę jak na szpilkach. Jestem tak podekscytowana, że zaczęłam rysować na lekcji w moim notatniku i nawet na przerwach nie uciekałam do damskich toalet. 

Leif zachowywał się dziwnie. Nie zaczepiał mnie tak intensywnie i nie wszystkie posyłane w moją stronę uśmiechy były złośliwe. Może nie jest taki zły? Postanowiłam z nim porozmawiać.
- Hej - przywitałam go i przeczesałam włosy - Wziąłeś wszystko na wizytę w stadninie?
- Tak, cały sprzęt mam w torbie. Lubisz jeździć? - uśmiechnął się do mnie i moje serce zaczęło bić szybciej.
- Kocham konie. Sama jazda też jest przyjemna. Powinno ci się u nas spodobać. Każdy może jeździć swoim stylem.
Taka była prawda. Mieliśmy dowolność jeśli chodzi o dziedziny jeździectwa. Ja jeździłam na oklep, a moja przyjaciółka uwielbiała woltyżerkę. Każdy miał coś dla siebie. Zasada była jedna - jeździ się bez batów.
- Ciekawie. Słuchaj, patrzyłem trochę na zajęciach na twoje rysunki. Są świetne, ale straciłaś trochę lekcji. Chcesz notatki? - kiwnęłam i już miałam mu dziękować kiedy zauważyłam znajomą iskrę w jego oczach - W takim razie proponuje układ.
Odchyliłam się do tylu i uniosłam brew. Czyli jednak nie zamierza być po prostu miły.
- Czego chcesz? -zapytałam i nie mogłam powstrzymać podejrzliwego tonu.
- Nic wielkiego. Chcę spotkać się z tobą w weekend i popatrzeć jak rysujesz. Zainteresowałaś mnie tym - pochylił się nade mną - oczywiście jeśli potem chcesz wpaść do mnie nie będę oponował...
- Dobrze.
Uniósł obie brwi i wyglądał na szczerze zaskoczonego. 
- I nie muszę cię namawiać? Przekonywać cię?
- Nie. Wierz bądź nie, ale chciałabym cię lepiej poznać - to była prawda. Był jakiś powód dla którego śnił mi się jeszcze zanim go poznałam. Po za tym jeśli poznam go bliżej może okazać się na prawdę fajną osobą.

W końcu przyszedł czas na wyjście. Po dotarciu na miejsce pobiegłam się przebrać. Moje ubranie było nietypowe. Składało się z białej lnianej koszuli z czarnymi wzorami oraz ciemnych spodni jeździeckich. Nie nosiłam toczka. W końcu nie jeżdżę na tyle wyczynowo, żeby mogło mi się cokolwiek stać. Po zmianie stroju poszłam do boksów wyczesać przed zajęciami moją ukochaną karą klacz - Kelpie. Dzisiaj jest specjalny dzień - moja samotna wyprawa w teren. Pod ubraniami mam kostium kąpielowy. Zamierzam pojechać nad jezioro i przepłynąć się razem z klaczą. Uwielbia takie wypady. Nazwano ją Kelpie bo od źrebaka ciągnęło ją do wody. Kiedy po raz pierwszy tu przyjechałam wiedziałam że nie ma dla mnie innego konia. Już od pierwszej jazdy widać było nasze zgranie. 

Gdy dojechałyśmy do wyjścia ze stadniny czekała nas niespodzianka. Stał tam Leif, a obok niego kary ogier. Nie widziałam go tutaj wcześniej. Chłopak zauważył mnie i wskoczył na konia.
- Dowiedziałem się, że jedziesz w teren. Postanowiłem, że zabiorę się z tobą. Znasz ponoć okolicę. Prowadź pani - puścił mi oko i zrobił miejsce dla mnie i Kelpie. 
- Pozwolili ci jechać ze mną? - zazwyczaj, żeby pojechać w teren trzeba mieć już tu w ośrodku dużo wyjeżdżonych godzin.
- Mam własnego konia. Średnio mnie obchodzi czy ktoś mi na coś pozwala czy nie - odpowiedział z szerokim uśmiechem. Oj będziemy mieli jeszcze kłopoty... Jednak coś w jego oczach sprawiło, że postanowiłam mu zaufać. 

Prowadziłam go krętymi ścieżkami po lesie. Jechaliśmy głównie w ciszy, ale nie była ona ani trochę niezręczna. Po jakimś czasie dojechaliśmy nad jezioro. Zeskoczyłam z Kelpie i już miałam zdjąć koszulę, ale poczułam nieprzyjemne mrowienie na skórze. Spojrzałam na mojego towarzysza który wyczeująco mi się przyglądał. Pełen samozadowolenia uśmiech nie schodził z jego twarzy. Postanowiłam dać mu pokaz. Nie przejmując się jego obecnością zdjęłam górę mojego ubrania i się przeciągnęłam. Zrzuciłam spodnie i lekko wskoczyłam na grzbiet klaczy.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci czekanie na brzegu - rzuciłam przymilnym tonem. Już miałam wjechać do wody, ale jego ruch przyciągnął moją uwagę. Zdjął koszulę siedząc na ogierze. Widok był niesamowity.

Nie patrzyłam na niego jako na przystojnego chłopaka. Raczej jak na piękny obraz. Jego czarne spodnie i kary koń kontrastowały z śnieżnobiałą skórą klatki piersiowej. Był szczupły ale widać było też zarys mięśni. Zielone tło podkreślało kolor jego oczu. Wydawał się boski. Coś w moim sercu pociągnęło mnie na to słowo. On był zdecydowanie boski.
- Podoba ci się widok? - Leif wyszczerzył zęby a ja pomyślałam jak doskonały by był, gdyby zaszyć mu usta. Odwróciłam wzrok i wzruszsyłam ramionami, ale czułam jak na moich policzkach pojawia się rumieniec. Skupiłam się na pływaniu.

Pływanie na koniu jest rzeczą wyjątkową. Można poczuć te potężne mięśnie pracujące tuż pod nami. Mocniej przytuliłam się do klaczy. Byłyśmy teraz jednym. Czułam cały wysiłek który wkłada w poruszanie nogami i utrzymanie się na powierzchni. Była szczęśliwa. Uwielbiała to tak samo jak ja. Równo z nami płynął Leif i jego koń. Patrząc na jego skupienie i synchronizację ze zwierzęciem poczułam, że jest podobny do mnie. Że jest szansa na to, żebyśmy się poznali.

Wracaliśmy do stadniny oboje ociekający wodą i zadowoleni. Po drodze rozmawialiśmy o naszych zainteresowaniach. Dowiedziałam się, że konno jeździ od dziecka. Interesował się też szermierką oraz tak jak ja historią. Mieliśmy wiele wspólnych tematów i kiedy przyszło nam się pożegnać poczułam smutek. Chciałam spędzić z nim jeszcze trochę czasu. Nieczęsto zdarzało nam się tak dobrze rozmawiać.
- To co? Widzimy się jutro? - zapytał patrząc na mnie z łagodnym uśmiechem.
- Widzimy się jutro - potwierdziłam i jeszcze chwilę patrzyłam jak odchodzi w swoją stronę. 

Tej nocy po raz pierwszy miałam nadzieję, że mi się przyśni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz