Hej! Piszę już rozdział 20, ale teraz mam do was prośbę. Szczegóły znajdziecie na stronie,ale powiem tylko, że jest to jedna z wielu spraw na stronie www.siepomaga.pl
Postarajmy się pomóc!
Pozdrawiam Sigyn
poniedziałek, 27 października 2014
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
Rozdział 19- Marzenia
*Oczami Samanty*
Kiedy zasypiałam czułam jeszcze jak Loki poprawia mi kołdrę. Dalej czułam motyle w brzuchu. On... O bogowie! Jak on genialnie całuje!!! Czy to oznacza że Loki mnie kocha? I czy to oznacza że jesteśmy razem? A może to była tylko chwila słabości? Nie nie sądzę. Coś w jego oczach jasno mówiło mi, że coś między nami jest. To jest chyba najszczęśliwszy dzień mojego życia!
Nie! Miałyśmy nic nie czuć! Co jeśli nas skrzywdzi i zostawi?!
Ja mu ufam. Teraz moja kolej! Moja złośliwa i zła strona już mną nie rządzi. Przebrałam się w wygodny strój, kiedy Shiwaya wpadła do pokoju.
-Pani- spojrzałam na nią groźnie- znaczy... Samanto- uśmiechnęłam się promiennie- twoja matka oczekuje cię za godzinę.
-Shiwayo... Mogę traktować cię jak przyjaciółkę?
-Oczywiście! Znaczy... -przywołała się do porządku-To dla mnie zaszczyt, Samanto.
-Czyli mogę ci się zwierzyć?-wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
-O każdej porze dnia i nocy.
-Zakochałam się na zabój i możliwe, że to odwzajemnione uczucie!
-Jesteś tu pierwszy dzień...
-Tylko że mi chodzi o Lokiego!- jej mina była bezcenna.
-W kłamcy? Ja nie wierzę! Skąd wiesz że on to odwzajemnia?- jej oczy były szeroko rozwarte.
-Bo właśnie całowaliśmy się w nocnym ogrodzie!
-Co jeśli chce cię wykorzystać? To może być kolejne jego kłamstwo! Błagam, nie ufaj mu!- łza pociekła po jej policzku.
-Nie martw się. Widziałam to w jego oczach. One nigdy nie kłamią- Shiwaya przytuliła mnie i zaniosła się płaczem.
-Cieszę się twoim szczęściem, ale uważaj na siebie, błagam!- potem myśląc że nie słyszę dodała szeptem-Nie chcę byś była przepowiedzianą.
Kiedy szłyśmy do komnaty mojej matki zastanawiałam się nad jej słowami. Kolejne tajemnice? Może matka mi to wyjaśni…
Puk. Puk. Puk.
-Wejść!- głos przypominający dźwięk dzwonków dobiegał z komnaty. Weszłam tam pewnym krokiem a moja nowa przyjaciółka pomachała mi i zamknęła za mną drzwi.
-Kochanie, czekałam na ciebie- jej uśmiech zwalał z nóg.
-Cieszę się, że mamy chwilę dla siebie. Mam tyle pytań! Chciałabym cię jak najlepiej poznać, nadrobić te lata...- podeszłam do niej bliżej. Pachniała fiołkami.
-Kochanie, nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłam, żeby nas rozdzielono! Ale to wina twojego ojca!
-Ojca?- no tak. Teraz mam pełną rodzinę.
-Tak. Wierzył, że pokochasz go bardziej, że uda mu się ocalić cię przed przeznaczeniem na Mitgardzie. Ale się mylił...
-Jakim przeznaczeniem? Kto jest moim ojcem?
-Twój ojciec to Surtur. A o przeznaczeniu... Zacznę od tego, że kiedy się urodziłaś, umierała bardzo potężna wieszczka. Mówiono, że jej przodkowie wywodzili się z Wanów. Równo o północy przyszłaś na świat, a ona wydała ostatnie tchnienie, jednak zdążyła wygłosić przepowiednię. Brzmiała ona tak:
Niebieski i czerwony,
Cień i światło,
Nienawiść i miłość,
Dwie osoby w jednym ciele i jedna osoba w dwóch ciałach,
Kiedy pozna kłamstwo prawda,
Kiedy światło cień skazi,
Potęga lodu, potęga ognia światy pochłonie.
Jeden ratunek jest dla świata,
Miłość w czerwieni i miłość w błękicie,
Ocalą czy zniszczą,
A może się nie spotkają?
-Ojciec nie chciał, by to było o tobie. Słyszano też plotki o chłopcu, który był zaadoptowanym przez Odyna Lodowym Olbrzymem.
-O Lokim?- byłam zszokowana. Podsumujmy informacje. Mogę zniszczyć świat bo się zakochałam... Hmmm.... Czemu ja zawsze mam pecha?
-Kochanie, nie przejmuj się tym! Po prostu żyj tak, jak lubisz. Ja zajmę się całą przepowiednią. Nie płacz- przytuliła mnie, a ja zorientowałam się, że gorące, słone łzy płyną po moich policzkach.
Nagle ktoś wparował do pokoju.
-Tęskniłem za tobą, córko- znajomy głos rozległ się w sali. Matka schowała mnie za plecami i ustawiła się w postawie bojowej.
-Surtur... Co ty tu robisz?- wysyczała. Spojrzałam na nowo przybyłego. Tata? Mój Midgardzki, zwykły tata?
Kiedy zasypiałam czułam jeszcze jak Loki poprawia mi kołdrę. Dalej czułam motyle w brzuchu. On... O bogowie! Jak on genialnie całuje!!! Czy to oznacza że Loki mnie kocha? I czy to oznacza że jesteśmy razem? A może to była tylko chwila słabości? Nie nie sądzę. Coś w jego oczach jasno mówiło mi, że coś między nami jest. To jest chyba najszczęśliwszy dzień mojego życia!
Nie! Miałyśmy nic nie czuć! Co jeśli nas skrzywdzi i zostawi?!
Ja mu ufam. Teraz moja kolej! Moja złośliwa i zła strona już mną nie rządzi. Przebrałam się w wygodny strój, kiedy Shiwaya wpadła do pokoju.
-Pani- spojrzałam na nią groźnie- znaczy... Samanto- uśmiechnęłam się promiennie- twoja matka oczekuje cię za godzinę.
-Shiwayo... Mogę traktować cię jak przyjaciółkę?
-Oczywiście! Znaczy... -przywołała się do porządku-To dla mnie zaszczyt, Samanto.
-Czyli mogę ci się zwierzyć?-wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
-O każdej porze dnia i nocy.
-Zakochałam się na zabój i możliwe, że to odwzajemnione uczucie!
-Jesteś tu pierwszy dzień...
-Tylko że mi chodzi o Lokiego!- jej mina była bezcenna.
-W kłamcy? Ja nie wierzę! Skąd wiesz że on to odwzajemnia?- jej oczy były szeroko rozwarte.
-Bo właśnie całowaliśmy się w nocnym ogrodzie!
-Co jeśli chce cię wykorzystać? To może być kolejne jego kłamstwo! Błagam, nie ufaj mu!- łza pociekła po jej policzku.
-Nie martw się. Widziałam to w jego oczach. One nigdy nie kłamią- Shiwaya przytuliła mnie i zaniosła się płaczem.
-Cieszę się twoim szczęściem, ale uważaj na siebie, błagam!- potem myśląc że nie słyszę dodała szeptem-Nie chcę byś była przepowiedzianą.
Kiedy szłyśmy do komnaty mojej matki zastanawiałam się nad jej słowami. Kolejne tajemnice? Może matka mi to wyjaśni…
Puk. Puk. Puk.
-Wejść!- głos przypominający dźwięk dzwonków dobiegał z komnaty. Weszłam tam pewnym krokiem a moja nowa przyjaciółka pomachała mi i zamknęła za mną drzwi.
-Kochanie, czekałam na ciebie- jej uśmiech zwalał z nóg.
-Cieszę się, że mamy chwilę dla siebie. Mam tyle pytań! Chciałabym cię jak najlepiej poznać, nadrobić te lata...- podeszłam do niej bliżej. Pachniała fiołkami.
-Kochanie, nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłam, żeby nas rozdzielono! Ale to wina twojego ojca!
-Ojca?- no tak. Teraz mam pełną rodzinę.
-Tak. Wierzył, że pokochasz go bardziej, że uda mu się ocalić cię przed przeznaczeniem na Mitgardzie. Ale się mylił...
-Jakim przeznaczeniem? Kto jest moim ojcem?
-Twój ojciec to Surtur. A o przeznaczeniu... Zacznę od tego, że kiedy się urodziłaś, umierała bardzo potężna wieszczka. Mówiono, że jej przodkowie wywodzili się z Wanów. Równo o północy przyszłaś na świat, a ona wydała ostatnie tchnienie, jednak zdążyła wygłosić przepowiednię. Brzmiała ona tak:
Niebieski i czerwony,
Cień i światło,
Nienawiść i miłość,
Dwie osoby w jednym ciele i jedna osoba w dwóch ciałach,
Kiedy pozna kłamstwo prawda,
Kiedy światło cień skazi,
Potęga lodu, potęga ognia światy pochłonie.
Jeden ratunek jest dla świata,
Miłość w czerwieni i miłość w błękicie,
Ocalą czy zniszczą,
A może się nie spotkają?
-Ojciec nie chciał, by to było o tobie. Słyszano też plotki o chłopcu, który był zaadoptowanym przez Odyna Lodowym Olbrzymem.
-O Lokim?- byłam zszokowana. Podsumujmy informacje. Mogę zniszczyć świat bo się zakochałam... Hmmm.... Czemu ja zawsze mam pecha?
-Kochanie, nie przejmuj się tym! Po prostu żyj tak, jak lubisz. Ja zajmę się całą przepowiednią. Nie płacz- przytuliła mnie, a ja zorientowałam się, że gorące, słone łzy płyną po moich policzkach.
Nagle ktoś wparował do pokoju.
-Tęskniłem za tobą, córko- znajomy głos rozległ się w sali. Matka schowała mnie za plecami i ustawiła się w postawie bojowej.
-Surtur... Co ty tu robisz?- wysyczała. Spojrzałam na nowo przybyłego. Tata? Mój Midgardzki, zwykły tata?
wtorek, 12 sierpnia 2014
Rozdział18- Pochowane nadzieje
Hej! Dawno mnie nie było... Pamiętacie jeszcze co się działo w poprzednich rozdziałach? Ja musiałam przeczytać wszystko od nowa bo mi się pomyliło. Mam 2 wolne od wyjazdów dni, więc... Zapraszam na rozdział!
*Oczami Samanty*
Shiwaya opowiedziała mi o mojej rodzinie. Mój kuzyn był wielkim wojownikiem. Moja matka była legendą jeśli chodzi o używanie magii. Ciotka była najrozsądniejszą królową w historii. I gdzie tu miejsce dla mnie?
-Mam do ciebie jedno pytanie- przerwałam jej na chwilę.
-Pytaj o co chcesz, Pani.
-Miałaś zostać żoną mojego kuzyna. Czy to było tylko małżeństwo z rozsądku?- jestem dociekliwa jeśli chodzi o takie sprawy. Jakoś zawsze ciągnęło mnie do romansów, co zawsze skrzętnie ukrywałam.
Dziewczyna spojrzała na swoje bose stopy. Jej policzki zrobiły się niebieskawe. To chyba znaczy, że się zarumieniła.
-Nie... Znaczy tak! To znaczy ja...- szukała słów.
-Hej, mi możesz powiedzieć- zachęciłam ją łagodnym uśmiechem- Przyda mi się osoba z którą będę mogła szczerze porozmawiać.
-To małżeństwo było planowane przez nasze rody, jednak ja czułam do Księcia Eldariona więcej, niż powinnam, nawet jako jego narzeczona...- po jej policzku spłynęła łza. Podeszłam do niej ją objęłam.
-Nie przejmuj się. Przepraszam, że zapytałam. Mój błąd. Chodźmy na tą ceremonię, bo nie dadzą nam żyć. Muszę w końcu poznać moją rodzinę- wyszłyśmy z mojej komnaty.
Eskorta zaprowadziła mnie do sali. Była urządzona niezwykle. Była na równi piękna z salą tronową Asgardu. Na tronie siedziała królowa w brązowej, połyskującej się sukni. Po jej lewej stronie, na małym srebrnym tronie siedział dość wysoki chłopak w moim wieku. Boki głowy miał wygolone, a pozostałe włosy miał splecione w długi czarny warkocz. Wpatrywał się w stronę z której nadeszłam. Po prawicy królowej siedziała kobieta o wyrazistych kościach policzkowych i hipnotyzujących oczach. Była ubrana na złoto. Jej kruczoczarne, lekko pofalowane włosy swobodnie opadały na opacie jej siedziska. Miała dość wysokie czoło, które pięknie komponowało się z resztą twarzy. Jej pełne usta zastygły w uśmiechu. Przyglądała się mi z ciepłem, którego nigdy wcześniej nie zaznałam.
Nagle usłyszałam kroki. Spojrzałam się w stronę z której dobiegał dźwięk. Napotkałam czerwone oczy intensywnie wpatrującego się we mnie kłamcy. Był ubrany w zbroję podobną do tej, którą nosił na co dzień. Jedynie kolory były inne. Zimne. Loki wyglądał bardzo dobrze. Co ja plotę? Wyglądał teraz naprawdę bosko. Nie żebym miała coś do jego asgardzkiej formy...
-Dobrze ci w niebieskim- powiedziałam, przywołując na twarz lekki uśmiech.
-Tobie w czerwonym- podał mi ramię. Powoli ruszyliśmy w stronę trzech tronów.
Przed obliczem królowej skłoniliśmy się.
-Rodzina nie musi mi się kłaniać!- królowa powstała z tronu. Wraz z nią wszyscy zgromadzeni- Podejdź do mnie Samanto. Chcę ci się przyjrzeć- zdążyłam postawić 3 kroki kiedy sama do mnie podeszła. Położyła mi dłonie na ramionach i spojrzała mi głęboko w oczy- Wyrosłaś na piękną kobietę kochana. Cieszymy się, że jesteś z nami! Musisz się jeszcze tyle dowiedzieć...- mam tylko jeden komentarz. WULKAN ENERGII. Nawija jak karabin maszynowy! Myślałam, że królowa musi być spokojna, rozważna i opanowana.
-Ezinoro, wystraszysz ją- kobieta która mi się wcześniej przyglądała podeszła do nas powoli. Każdy jej uch wydawał się elegancki i przemyślany. Przesunęła delikatnie królową. Stała teraz naprzeciwko mnie. Patrzyłam prosto w jej szklące się lekko oczy. Nagle przytuliła mnie do siebie i zaczęła głaskać mnie po włosach. Zebrani zaczęli klaskać.
-Najdroższa córeczko... Tak za tobą tęskniłam!- czułam jak lekko szlocha. Przed moimi oczami pojawił się obraz kobiety, która mnie wychowała. Te wszystkie dni kiedy płakałam, zastanawiając się, czemu nie ma dla mnie miejsca w sercu własnej matki. Te lata zamykania się w sobie... A teraz nagle jestem tutaj. Właśnie przytulam matkę, która nazywa mnie zdrobniale córeczką... Przytuliłam ją najmocniej jak umiałam- Radujcie się ludzie, bo oto moja córka powróciła do nas!- obejmowała mnie teraz jednym ramieniem. Eldarion podszedł i mnie uścisnął. Był naprawdę wysoki.
Powitaniom nie było końca. Wieczór miałam spędzić z matką, a w nocy miała odbyć się uczta z niespodzianką. Kiedy ciotka wspomniała o niespodziance Loki uśmiechnął się, jak dziecko, które robi komuś psikusa. Pewnie wie o co chodzi. Na razie jednak wolałam nie pytać go o nic. Jest tak miło. Nawet on chyba dobrze się bawi, bo szczerze się uśmiecha. Cieszy mnie to. Chciałabym, żeby tak było zawsze.
*Oczami Samanty*
Shiwaya opowiedziała mi o mojej rodzinie. Mój kuzyn był wielkim wojownikiem. Moja matka była legendą jeśli chodzi o używanie magii. Ciotka była najrozsądniejszą królową w historii. I gdzie tu miejsce dla mnie?
-Mam do ciebie jedno pytanie- przerwałam jej na chwilę.
-Pytaj o co chcesz, Pani.
-Miałaś zostać żoną mojego kuzyna. Czy to było tylko małżeństwo z rozsądku?- jestem dociekliwa jeśli chodzi o takie sprawy. Jakoś zawsze ciągnęło mnie do romansów, co zawsze skrzętnie ukrywałam.
Dziewczyna spojrzała na swoje bose stopy. Jej policzki zrobiły się niebieskawe. To chyba znaczy, że się zarumieniła.
-Nie... Znaczy tak! To znaczy ja...- szukała słów.
-Hej, mi możesz powiedzieć- zachęciłam ją łagodnym uśmiechem- Przyda mi się osoba z którą będę mogła szczerze porozmawiać.
-To małżeństwo było planowane przez nasze rody, jednak ja czułam do Księcia Eldariona więcej, niż powinnam, nawet jako jego narzeczona...- po jej policzku spłynęła łza. Podeszłam do niej ją objęłam.
-Nie przejmuj się. Przepraszam, że zapytałam. Mój błąd. Chodźmy na tą ceremonię, bo nie dadzą nam żyć. Muszę w końcu poznać moją rodzinę- wyszłyśmy z mojej komnaty.
Eskorta zaprowadziła mnie do sali. Była urządzona niezwykle. Była na równi piękna z salą tronową Asgardu. Na tronie siedziała królowa w brązowej, połyskującej się sukni. Po jej lewej stronie, na małym srebrnym tronie siedział dość wysoki chłopak w moim wieku. Boki głowy miał wygolone, a pozostałe włosy miał splecione w długi czarny warkocz. Wpatrywał się w stronę z której nadeszłam. Po prawicy królowej siedziała kobieta o wyrazistych kościach policzkowych i hipnotyzujących oczach. Była ubrana na złoto. Jej kruczoczarne, lekko pofalowane włosy swobodnie opadały na opacie jej siedziska. Miała dość wysokie czoło, które pięknie komponowało się z resztą twarzy. Jej pełne usta zastygły w uśmiechu. Przyglądała się mi z ciepłem, którego nigdy wcześniej nie zaznałam.
Nagle usłyszałam kroki. Spojrzałam się w stronę z której dobiegał dźwięk. Napotkałam czerwone oczy intensywnie wpatrującego się we mnie kłamcy. Był ubrany w zbroję podobną do tej, którą nosił na co dzień. Jedynie kolory były inne. Zimne. Loki wyglądał bardzo dobrze. Co ja plotę? Wyglądał teraz naprawdę bosko. Nie żebym miała coś do jego asgardzkiej formy...
-Dobrze ci w niebieskim- powiedziałam, przywołując na twarz lekki uśmiech.
-Tobie w czerwonym- podał mi ramię. Powoli ruszyliśmy w stronę trzech tronów.
Przed obliczem królowej skłoniliśmy się.
-Rodzina nie musi mi się kłaniać!- królowa powstała z tronu. Wraz z nią wszyscy zgromadzeni- Podejdź do mnie Samanto. Chcę ci się przyjrzeć- zdążyłam postawić 3 kroki kiedy sama do mnie podeszła. Położyła mi dłonie na ramionach i spojrzała mi głęboko w oczy- Wyrosłaś na piękną kobietę kochana. Cieszymy się, że jesteś z nami! Musisz się jeszcze tyle dowiedzieć...- mam tylko jeden komentarz. WULKAN ENERGII. Nawija jak karabin maszynowy! Myślałam, że królowa musi być spokojna, rozważna i opanowana.
-Ezinoro, wystraszysz ją- kobieta która mi się wcześniej przyglądała podeszła do nas powoli. Każdy jej uch wydawał się elegancki i przemyślany. Przesunęła delikatnie królową. Stała teraz naprzeciwko mnie. Patrzyłam prosto w jej szklące się lekko oczy. Nagle przytuliła mnie do siebie i zaczęła głaskać mnie po włosach. Zebrani zaczęli klaskać.
-Najdroższa córeczko... Tak za tobą tęskniłam!- czułam jak lekko szlocha. Przed moimi oczami pojawił się obraz kobiety, która mnie wychowała. Te wszystkie dni kiedy płakałam, zastanawiając się, czemu nie ma dla mnie miejsca w sercu własnej matki. Te lata zamykania się w sobie... A teraz nagle jestem tutaj. Właśnie przytulam matkę, która nazywa mnie zdrobniale córeczką... Przytuliłam ją najmocniej jak umiałam- Radujcie się ludzie, bo oto moja córka powróciła do nas!- obejmowała mnie teraz jednym ramieniem. Eldarion podszedł i mnie uścisnął. Był naprawdę wysoki.
Powitaniom nie było końca. Wieczór miałam spędzić z matką, a w nocy miała odbyć się uczta z niespodzianką. Kiedy ciotka wspomniała o niespodziance Loki uśmiechnął się, jak dziecko, które robi komuś psikusa. Pewnie wie o co chodzi. Na razie jednak wolałam nie pytać go o nic. Jest tak miło. Nawet on chyba dobrze się bawi, bo szczerze się uśmiecha. Cieszy mnie to. Chciałabym, żeby tak było zawsze.
czwartek, 19 czerwca 2014
Rozdział 17- Tam
Niezła była Wasza reakcja na 16 :) zapraszam na 17 rozdział!
*Oczami Samanty*
Szybko przywołałam się do porządku. O Muspellheimie wiedziałam dużo. Czytałam mnóstwo podań i szybko zrozumiałam zasadę- kto jest silny i sprytny ten eliminuje tych gorszych. Odbijało się to nawet w etykiecie. Sługom nie wolno było spojrzeć w oczy panu, ale jeśli byli dostatecznie sprytni sami mogli nimi zostać. Bardzo podobał mi sie opis walk szlachetnej krwi. Szlachta ubierała się w starożytne stroje przodków i walczyła na noże. Oczywiście nikt nie zakazał wplecenia w to magicznych sztuk.
Mnie i Lokiego poprowadzono do pałacu. Ludzie chodzili i przyglądali nam się z ciekawością. Byli przeróżni. Chodzili w formach ognistych i "zgaszonych". Ja byłam zgaszoną. Nie wiedziałam jak przywołać mój wewnętrzny ogień. Nie wiedziałam co tu się dzieje i czemu zostałam określona jako "siostrzenica królowej". Loki nic mi nie powie. Mimo tego, że nasze relacje sie poprawiły i tak wolał bym myślała sama. No i oczywiście nie zapominajmy, że był złośliwą mendą.
- Panienko, zaprowadzę cię do Twojej komnaty, gdzie przygotuję cię na spotkanie z matką i ciotką- jedna służąca podeszła do mnie. Miała długie czarne włosy i czerwono pomarańczową skórę, na której widniały egzotyczne kwieciste wzory. Loki chciał coś powiedzieć, ale wtedy podniosła wzrok i patrząc mu w oczy mówiła dalej- Gość zostanie zaprowadzony do komnaty w drugim skrzydle pałacu- jej oczy były zielone, a w nich czaiły się dwa ogniki. Była najwyraźniej wyższa stopniem i mogła patrzeć na gości. Była pewnie jedną z Silnych. Byli Silni i Sprytni. Resztę się eliminowało. Czy nie byłam wystarczająco sprytnym dzieckiem? Jak trafiłam do najgorszego ze światów?
Z moich obserwacji wynikało, że jakiś architekt stąd musiał wylądować w Indiach. Wszystko tu przypominało mi tamten rejon. Drzwi do mojej komnaty były olbrzymie i złote. Były misternie zdobione, jednak sprawiały wrażenie lekkich, prawie materiałowych. Służąca wprowadziła mnie do komnaty.
- Witaj w domu pani. Jestem Shiwaya (czyt. Sziwaja) i jestem twoją służącą i twoją strażniczką. Jeśli trzeba, zginę broniąc cie.
Zatkało mnie. Cała komnata była złota, a wyryte w ścianach smoki poruszały się. Z podłogi wyrastała złoto-zielona trawa i złote kwiaty. Czerwone zasłony służyły za wejście na balkon. Sklepienie przypominało kwiat lotosu. Nagle zaczęło sie rozsuwać ukazując niebo. Meble przypominały te asgardzkie. Baldachim nad łóżkiem był biały.
-Może zaczęłybyśmy przygotowania Pani?- wbijała wzrok w złoto-białą posadzkę.
-To dobry pomysł. W międzyczasie opowiedz mi coś o sobie.
-Pani... Czy mogłabyś zmienić się w swoją ognistą formę? Wszystko jest do niej dopasowane- O nie. Tego się bałam. Teraz zobaczy, że nie jestem silna.
Kiedy milczałam służąca podeszła do mnie bliżej i... wywołała na dłoni płomień, którym dotknęła mojej skóry. Cała zaczęłam się zmieniać, tak jak wtedy przy Lokim. Moja pomarańczowa skóra była ozdobiona czerwonymi pasami. Spojrzałam w lustro. Moje oczy były całe niebieskie. Jak lód...
-Czemu to zrobiłaś? Kim jesteś, że chcesz mi pomagać? Spójrz mi w oczy!- Czemu nie chciała dla mnie niczego złego? Za ujawnienie słabości kogoś szlachetnego mogła ją czekać duża nagroda.
-Pozwól Pani, że opowiem ci moją historię. Jestem z rodu szlacheckiego Rōzu. Miałam zostać żoną twego kuzyna. Jednak nie byłam dobrą osobą. Niszczyłam, kradłam, zabijałam... Zapytana odpowiadałam że dla zabawy. Miałam w sobie pokłady złości. W końcu mnie złapali. Zawlekli do sądu. Kiedy mieli mnie zabić byłam smutna. Chciałam się zmienić. I wtedy... Twoja matka mnie ocaliła. Będę służyć tobie i Twojej rodzinie do końca mojego życia i mojej Siły Lwa. Nikomu nie powiem. Możesz mi mówić wszystko. Pójdę za tobą po śmierć i po chwałę. A jeśli tego będzie wymagała sytuacja przyjmę na siebie strzałę, bełt, czar lub miecz wymierzony w ciebie- w jej oku zakręciła się łza. Pierwszy raz od dawna poczułam dla kogoś współczucie.
-Nie będzie potrzeby. Ja tobie też mogę pomagać jeśli chcesz. A mówiłaś coś o moim kuzynie... Wiesz... Nie znam tutejszej monarchii. Mogłabyś mi coś o nim powiedzieć?- najprawdopodobniej tak właśnie znalazłam najlepszą przyjaciółkę. Czułam to w głębi duszy.
*Oczami Samanty*
Szybko przywołałam się do porządku. O Muspellheimie wiedziałam dużo. Czytałam mnóstwo podań i szybko zrozumiałam zasadę- kto jest silny i sprytny ten eliminuje tych gorszych. Odbijało się to nawet w etykiecie. Sługom nie wolno było spojrzeć w oczy panu, ale jeśli byli dostatecznie sprytni sami mogli nimi zostać. Bardzo podobał mi sie opis walk szlachetnej krwi. Szlachta ubierała się w starożytne stroje przodków i walczyła na noże. Oczywiście nikt nie zakazał wplecenia w to magicznych sztuk.
Mnie i Lokiego poprowadzono do pałacu. Ludzie chodzili i przyglądali nam się z ciekawością. Byli przeróżni. Chodzili w formach ognistych i "zgaszonych". Ja byłam zgaszoną. Nie wiedziałam jak przywołać mój wewnętrzny ogień. Nie wiedziałam co tu się dzieje i czemu zostałam określona jako "siostrzenica królowej". Loki nic mi nie powie. Mimo tego, że nasze relacje sie poprawiły i tak wolał bym myślała sama. No i oczywiście nie zapominajmy, że był złośliwą mendą.
- Panienko, zaprowadzę cię do Twojej komnaty, gdzie przygotuję cię na spotkanie z matką i ciotką- jedna służąca podeszła do mnie. Miała długie czarne włosy i czerwono pomarańczową skórę, na której widniały egzotyczne kwieciste wzory. Loki chciał coś powiedzieć, ale wtedy podniosła wzrok i patrząc mu w oczy mówiła dalej- Gość zostanie zaprowadzony do komnaty w drugim skrzydle pałacu- jej oczy były zielone, a w nich czaiły się dwa ogniki. Była najwyraźniej wyższa stopniem i mogła patrzeć na gości. Była pewnie jedną z Silnych. Byli Silni i Sprytni. Resztę się eliminowało. Czy nie byłam wystarczająco sprytnym dzieckiem? Jak trafiłam do najgorszego ze światów?
Z moich obserwacji wynikało, że jakiś architekt stąd musiał wylądować w Indiach. Wszystko tu przypominało mi tamten rejon. Drzwi do mojej komnaty były olbrzymie i złote. Były misternie zdobione, jednak sprawiały wrażenie lekkich, prawie materiałowych. Służąca wprowadziła mnie do komnaty.
- Witaj w domu pani. Jestem Shiwaya (czyt. Sziwaja) i jestem twoją służącą i twoją strażniczką. Jeśli trzeba, zginę broniąc cie.
Zatkało mnie. Cała komnata była złota, a wyryte w ścianach smoki poruszały się. Z podłogi wyrastała złoto-zielona trawa i złote kwiaty. Czerwone zasłony służyły za wejście na balkon. Sklepienie przypominało kwiat lotosu. Nagle zaczęło sie rozsuwać ukazując niebo. Meble przypominały te asgardzkie. Baldachim nad łóżkiem był biały.
-Może zaczęłybyśmy przygotowania Pani?- wbijała wzrok w złoto-białą posadzkę.
-To dobry pomysł. W międzyczasie opowiedz mi coś o sobie.
-Pani... Czy mogłabyś zmienić się w swoją ognistą formę? Wszystko jest do niej dopasowane- O nie. Tego się bałam. Teraz zobaczy, że nie jestem silna.
Kiedy milczałam służąca podeszła do mnie bliżej i... wywołała na dłoni płomień, którym dotknęła mojej skóry. Cała zaczęłam się zmieniać, tak jak wtedy przy Lokim. Moja pomarańczowa skóra była ozdobiona czerwonymi pasami. Spojrzałam w lustro. Moje oczy były całe niebieskie. Jak lód...
-Czemu to zrobiłaś? Kim jesteś, że chcesz mi pomagać? Spójrz mi w oczy!- Czemu nie chciała dla mnie niczego złego? Za ujawnienie słabości kogoś szlachetnego mogła ją czekać duża nagroda.
-Pozwól Pani, że opowiem ci moją historię. Jestem z rodu szlacheckiego Rōzu. Miałam zostać żoną twego kuzyna. Jednak nie byłam dobrą osobą. Niszczyłam, kradłam, zabijałam... Zapytana odpowiadałam że dla zabawy. Miałam w sobie pokłady złości. W końcu mnie złapali. Zawlekli do sądu. Kiedy mieli mnie zabić byłam smutna. Chciałam się zmienić. I wtedy... Twoja matka mnie ocaliła. Będę służyć tobie i Twojej rodzinie do końca mojego życia i mojej Siły Lwa. Nikomu nie powiem. Możesz mi mówić wszystko. Pójdę za tobą po śmierć i po chwałę. A jeśli tego będzie wymagała sytuacja przyjmę na siebie strzałę, bełt, czar lub miecz wymierzony w ciebie- w jej oku zakręciła się łza. Pierwszy raz od dawna poczułam dla kogoś współczucie.
-Nie będzie potrzeby. Ja tobie też mogę pomagać jeśli chcesz. A mówiłaś coś o moim kuzynie... Wiesz... Nie znam tutejszej monarchii. Mogłabyś mi coś o nim powiedzieć?- najprawdopodobniej tak właśnie znalazłam najlepszą przyjaciółkę. Czułam to w głębi duszy.
wtorek, 27 maja 2014
Przeprowadzka!
Przepraszam! Mam teraz przeprowadzkę a mój komputer zginął śmiercią tragiczną. Napiszę rozdział jak tylko go odzyskam. Mam już ponad połowę! Będzie baaaaardzo długi jak na mnie. Dzięki Waszej cierpliwości i wierze jeszcze się nie poddałam! Dziękuję Wam!
Pozdrawiam, Wasza Sigyn!
Pozdrawiam, Wasza Sigyn!
środa, 30 kwietnia 2014
Rozdział 16- Za moją powieką
Uwaga! Konkurs na spostrzegawczość! Nie powiem o co chodzi, ale ciekawi mnie, czy same zauważycie coś ciekawego w rozdziałach.
*Oczami Samanty*
Stawiliśmy się z Lokim przy Bifroście tuż po świcie. Nasze bagaże nieśli wojownicy. Loki nadal nie powiedział mi po co wyjeżdżamy z Asgardu. Ze zniecierpliwieniem obserwowałam rycerzy Asgardu starających się niczego nie zepsuć. Wkurzyłam się. Podniosłam rękę i wszystko wypadło im z rąk. W zielonej chmurze przetransportowałam to na stertę bagaży.
-Ktoś tu wstał lewą nogą...- Loki kpił ze mnie ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
-Nie lubię jak ktoś się guzdrze. Nie ma miejsca dla takich- odwróciłam się od niego i poszłam w stronę złotego budynku. Po 5 sekundach usłyszałam za sobą jego kroki. Wkońcu się ruszyliśmy.
-I co? Zadowolona?
-Jak najbardziej- powiedziałam ze złowieszczym uśmiechem. Ten wyjazd ciekawie sie zapowiadał.
*Oczami (tamtaram tam!) Lex*
Ile trzeba cierpliwości, żeby całą gimnastykę ćwiczyć bez chwili przerwy. Ta trenerka mnie wykończy! Mam tu jeszcze przychodzić po lekcjach. Przebrałam się w szatni w mój strój na codzień: żółtą bluzę, czarną koszulkę i przetarte jeansy. Ruszyłam w stronę domu. Pogoda rano była piękna, ale teraz zaczynało się ściemniać. Wybrałam ścieżkę przez park. W świetle latarni parkowa alejka wyglądała szczególnie urokliwe. Nie wolno było się tu nikomu zapuszczać odkąd zaginęła pewna dziewczyna. Przypuszcza się, że została porwana. Ja się nie bałam, a nie miałam nikogo, kto by sie przejął moim losem. Ale to nic. Sama potrafię o siebie zadbać. Żulerka z tutejszego miasta mnie znała i każdy wiedział, że lepiej mnie nie zaczepiać. Kiedy podeszłam pod dom była już noc. Otworzyłam drzwi kluczami i weszłam na klatkę schodową. W windzie przejrzałam się w lustrze. Moje brązowe włosy sięgały lekko za łopatki. Miałam ciemne grube brwi i brązowe oczy. Moja karnacja wyróżniała mnie z tłumu. Moja skóra była oliwkowa, ale równocześnie lekko blada i przygaszona. Mało jaki strój mi pasował, nie nadawałaby się do malowanych lalek, hip-hopowców i innych takich. Byłam od zawsze po prostu sobą. Lex Smith.
Otworzyłam drzwi do mieszkania i od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak. Jak najciszej, tak jak mnie uczono na kursach. Światło z lampki z salonu i muzyka dobiegająca stamtąd były najlepszym dowodem na to, że ktoś jest u mnie w mieszkaniu. Wyciągnęłam nóż z kieszeni. Szłam w stronę salonu, gdy nagle...
- Rzuć nóż- poczułam ostrze na mojej szyii- nic ci nie zrobię, ale odrzuć broń.
Odłożyłam ostry przedmiot na podłogę. Spojrzałam w lustro i... Moje serce przyspieszyło.
- Dobrze. Jeśli będziesz tak miła i nie krzykniesz odsłonię ci usta- pokiwałam głową- będę tu tylko trochę. Potrzebuję trochę się zregenerować...- to był czas na działanie. Miałam złapać go za rękę i odebrać broń, zamienić role, ale jego ręka... Jego ręka była...- Nie próbuj sztuczek!- wzmocnił uścisk. Już czułam jak przyciska ostrze mocniej do mojej szyii i... Padł na ziemię. Był nieprzytomny. Chwile patrzyłam na niego przerażona, ale szybko się ogarnęłam. Wiedziałam co zrobić.
*Oczami Lokiego*
Nie wiem co w nią wstąpiło. Jednego dnia miła i spokojna a następnego przepełnione sarkazmem i wredna. Cały czas mnie zaskakiwała. Objąłem ją i tęczowy most się otworzył. Zawsze lubiłem to uczucie, kiedy gwiazdy otaczały mnie z każdej strony. To było niesamowite i nawet mimo tylu lat podróżowania w ten sposób dalej mnie to niezwykle zachwycało. To była prawdziwa magia. Samanta też się rozluźniła. Ostatnio coraz częściej zdarzało się jej tak zachowywać. Nic z tego nie rozumiałem. Zajmę się tym. Porozmawiam z nią po powrocie. Wylądowaliśmy na wielkim dziedzińcu. Otaczały go drzewa o złoto-czerwonych liściach. Było tu całkiem ładnie, jak na mój gust, ale zdecydowanie za ciepło.
- Witaj królu Loki. Czekaliśmy na ciebie i twą towarzyszkę. Witajcie w Muspellheimie! Miło nam gościć władcę Asgardu i siostrzenicę naszej królowej! Cieszymy się, że nasze światy się połączą dzięki waszemu małżeństwu!- w tej chwili żałowałem, że nie mam aparatu. Jej mina była bezcenna.
*Oczami włamywacza*
Otworzyłem oczy. Głowa bolała mnie tak, że myślałem, że eksploduje. Podniosłem głowę.
- Nie radzę ci sie ruszać- to był kobiecy głos. Spojrzałem nad siebie.
- Co ty mi robisz?- zapytałem słabym głosem. Nie miałem na nic siły.
- Powiedzmy, że operację na otwartej ręce. Bardzo dzielnie to znosisz.
- Znosiłem gorszy ból- dziewczyna była skupiona na mojej ręce, więc wykorzystałem chwilę, żeby lepiej jej się przyjrzeć. Miała brązowe włosy, które normalnie sięgały pewnie za łopatki, teraz jednak swobodnie opadały na ramiona. Jej brązowe oczy były poprzeplatane złotymi nitkami. Jej ciemne brwi były lekko zmarszczone kiedy ze skupieniem zajmowała się moją ręką. Miała bardzo delikatne dłonie i wyglądała na wysportowaną.
- Napatrzyłeś się? Czy mam pozować?- spytała z przekąsem- To, że się na czymś skupiam nie znaczy, że nie czuję, kiedy jestem obserwowana.
- Kto tak cię wyszkolił, że kiedy masz nóż przy gardle próbujesz walczyć?
- O nie- teraz patrzyła mi prosto w oczy- Na pytania będziesz odpowiadał ty.
- Zatem?- uśmiechnąłem się, mimo, że nie mogła tego zobaczyć. I tak nie wie o co pytać. Nawet nie wie kim jestem, a nawet jeśli trafi z pytaniem, to nic nie powiem. I co? Będzie mnie torturować? Jej pytanie, udowodniło mi,że jednak powinienem na nią uważać.
-Zatem, co w moim domu robi Zimowy Żołnierz?
*Oczami Samanty*
Stawiliśmy się z Lokim przy Bifroście tuż po świcie. Nasze bagaże nieśli wojownicy. Loki nadal nie powiedział mi po co wyjeżdżamy z Asgardu. Ze zniecierpliwieniem obserwowałam rycerzy Asgardu starających się niczego nie zepsuć. Wkurzyłam się. Podniosłam rękę i wszystko wypadło im z rąk. W zielonej chmurze przetransportowałam to na stertę bagaży.
-Ktoś tu wstał lewą nogą...- Loki kpił ze mnie ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
-Nie lubię jak ktoś się guzdrze. Nie ma miejsca dla takich- odwróciłam się od niego i poszłam w stronę złotego budynku. Po 5 sekundach usłyszałam za sobą jego kroki. Wkońcu się ruszyliśmy.
-I co? Zadowolona?
-Jak najbardziej- powiedziałam ze złowieszczym uśmiechem. Ten wyjazd ciekawie sie zapowiadał.
*Oczami (tamtaram tam!) Lex*
Ile trzeba cierpliwości, żeby całą gimnastykę ćwiczyć bez chwili przerwy. Ta trenerka mnie wykończy! Mam tu jeszcze przychodzić po lekcjach. Przebrałam się w szatni w mój strój na codzień: żółtą bluzę, czarną koszulkę i przetarte jeansy. Ruszyłam w stronę domu. Pogoda rano była piękna, ale teraz zaczynało się ściemniać. Wybrałam ścieżkę przez park. W świetle latarni parkowa alejka wyglądała szczególnie urokliwe. Nie wolno było się tu nikomu zapuszczać odkąd zaginęła pewna dziewczyna. Przypuszcza się, że została porwana. Ja się nie bałam, a nie miałam nikogo, kto by sie przejął moim losem. Ale to nic. Sama potrafię o siebie zadbać. Żulerka z tutejszego miasta mnie znała i każdy wiedział, że lepiej mnie nie zaczepiać. Kiedy podeszłam pod dom była już noc. Otworzyłam drzwi kluczami i weszłam na klatkę schodową. W windzie przejrzałam się w lustrze. Moje brązowe włosy sięgały lekko za łopatki. Miałam ciemne grube brwi i brązowe oczy. Moja karnacja wyróżniała mnie z tłumu. Moja skóra była oliwkowa, ale równocześnie lekko blada i przygaszona. Mało jaki strój mi pasował, nie nadawałaby się do malowanych lalek, hip-hopowców i innych takich. Byłam od zawsze po prostu sobą. Lex Smith.
Otworzyłam drzwi do mieszkania i od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak. Jak najciszej, tak jak mnie uczono na kursach. Światło z lampki z salonu i muzyka dobiegająca stamtąd były najlepszym dowodem na to, że ktoś jest u mnie w mieszkaniu. Wyciągnęłam nóż z kieszeni. Szłam w stronę salonu, gdy nagle...
- Rzuć nóż- poczułam ostrze na mojej szyii- nic ci nie zrobię, ale odrzuć broń.
Odłożyłam ostry przedmiot na podłogę. Spojrzałam w lustro i... Moje serce przyspieszyło.
- Dobrze. Jeśli będziesz tak miła i nie krzykniesz odsłonię ci usta- pokiwałam głową- będę tu tylko trochę. Potrzebuję trochę się zregenerować...- to był czas na działanie. Miałam złapać go za rękę i odebrać broń, zamienić role, ale jego ręka... Jego ręka była...- Nie próbuj sztuczek!- wzmocnił uścisk. Już czułam jak przyciska ostrze mocniej do mojej szyii i... Padł na ziemię. Był nieprzytomny. Chwile patrzyłam na niego przerażona, ale szybko się ogarnęłam. Wiedziałam co zrobić.
*Oczami Lokiego*
Nie wiem co w nią wstąpiło. Jednego dnia miła i spokojna a następnego przepełnione sarkazmem i wredna. Cały czas mnie zaskakiwała. Objąłem ją i tęczowy most się otworzył. Zawsze lubiłem to uczucie, kiedy gwiazdy otaczały mnie z każdej strony. To było niesamowite i nawet mimo tylu lat podróżowania w ten sposób dalej mnie to niezwykle zachwycało. To była prawdziwa magia. Samanta też się rozluźniła. Ostatnio coraz częściej zdarzało się jej tak zachowywać. Nic z tego nie rozumiałem. Zajmę się tym. Porozmawiam z nią po powrocie. Wylądowaliśmy na wielkim dziedzińcu. Otaczały go drzewa o złoto-czerwonych liściach. Było tu całkiem ładnie, jak na mój gust, ale zdecydowanie za ciepło.
- Witaj królu Loki. Czekaliśmy na ciebie i twą towarzyszkę. Witajcie w Muspellheimie! Miło nam gościć władcę Asgardu i siostrzenicę naszej królowej! Cieszymy się, że nasze światy się połączą dzięki waszemu małżeństwu!- w tej chwili żałowałem, że nie mam aparatu. Jej mina była bezcenna.
*Oczami włamywacza*
Otworzyłem oczy. Głowa bolała mnie tak, że myślałem, że eksploduje. Podniosłem głowę.
- Nie radzę ci sie ruszać- to był kobiecy głos. Spojrzałem nad siebie.
- Co ty mi robisz?- zapytałem słabym głosem. Nie miałem na nic siły.
- Powiedzmy, że operację na otwartej ręce. Bardzo dzielnie to znosisz.
- Znosiłem gorszy ból- dziewczyna była skupiona na mojej ręce, więc wykorzystałem chwilę, żeby lepiej jej się przyjrzeć. Miała brązowe włosy, które normalnie sięgały pewnie za łopatki, teraz jednak swobodnie opadały na ramiona. Jej brązowe oczy były poprzeplatane złotymi nitkami. Jej ciemne brwi były lekko zmarszczone kiedy ze skupieniem zajmowała się moją ręką. Miała bardzo delikatne dłonie i wyglądała na wysportowaną.
- Napatrzyłeś się? Czy mam pozować?- spytała z przekąsem- To, że się na czymś skupiam nie znaczy, że nie czuję, kiedy jestem obserwowana.
- Kto tak cię wyszkolił, że kiedy masz nóż przy gardle próbujesz walczyć?
- O nie- teraz patrzyła mi prosto w oczy- Na pytania będziesz odpowiadał ty.
- Zatem?- uśmiechnąłem się, mimo, że nie mogła tego zobaczyć. I tak nie wie o co pytać. Nawet nie wie kim jestem, a nawet jeśli trafi z pytaniem, to nic nie powiem. I co? Będzie mnie torturować? Jej pytanie, udowodniło mi,że jednak powinienem na nią uważać.
-Zatem, co w moim domu robi Zimowy Żołnierz?
poniedziałek, 28 kwietnia 2014
AAAAAAAAA!!!!!!!!
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Po pierwsze: dziękuję, że czekacie. To dla mnie ważne. Po drugie: przegapiłam 5000 wejść! Cholera! Po trzecie: komputer padł. Tryba awaryjny nie dał rady i piszę z telefonu. Ogłaszamy też oficjalnie, że zawieszam!!! ....... Żart :) dodaję natomiast nowy wątek z nowymi bohaterami od następnego rozdziału. Mam nadzieję, że wam się spodoba! Rozdział dodam jak uzyskam dostęp do komputera! Do napisania! I miłej MAJÓWKI!
piątek, 18 kwietnia 2014
Rozdział 15- Leży cmentarz
*Samanta*
Jasna cholera! Co mnie napadło? Chyba go polubiłam. Coś dziwnego we mnie siedzi... Czuję gulę w żołądku. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Nie ważne. Ważne jest to że spóźnia się na lekcje. Nie było by o dziwne, gdyby nie jego punktualność.
-Loki... Jeśli się w coś wpakowałeś, to nie ręczę za siebie- już miałam wstać gdy poczułam rękę na ramieniu.
-Nie martw się tak o mnie. Dam sobie radę. Aż tak się o mnie troszczysz?- Jego lekko kpiący ton mnie lekko irytował,a zarazem... rozbawiał.
-Troska? Nie. Raczej to, że ja bym musiała po tobie sprzątać. Więc co się stało, że się Pan spóźnił, drogi nauczycielu- uśmiechnęłam się i wstałam obracając się w jego stronę. Dzieliły nas milimetry. Jego twarz spoważniała.
-Mamy więźniów na wolności. Na pewno stanie się to kłopotem.
-My nie damy im rady? Nie wierzę. Czy w twoich oczach dostrzegam strach?- chyba posunęłam się za daleko. Wyglądał na zdenerwowanego.
-Ja się nie boję, jednak wiem, że Thor i ta twoja siostrunia mogą namieszać. Dlatego musimy szukać sprzymierzeńców i znaleźć ich szybciej niż mój przygłupi braciszek. Rozumiesz?- wysyczał prosto w moje ucho. Jego lodowata dłoń ściskała mój nadgarstek. Chyba zaczynałam się bać. Nie chciałam go rozgniewać.
-Nie wiedziałam,że o nich chodzi- wyprostowałam się i spojrzałam mu prosto w oczy- Dołożę wszelkich starań by przyczynić się do ich odnalezienia. Czy mógłbyś puścić moją rękę, królu?
Z jego oczu zniknęły gniewne ogniki. Rozluźnił uchwyt, ale mnie nie puścił.
-Inni się tym zajmą. Ty uważaj na siebie i się w to nie wplącz. Thor cię bardzo nie lubi. Chyba nie chcemy, żeby coś ci się stało- rzekł oddalając się lekko.
-My?- posłałam mu pytające spojrzenie.
-My. Miałaś rację. Powinniśmy trzymać się razem. Nie znam nikogo tak zakłamanego w całych dziewięciu światach, jak nasza dwójka- posłał mi lekki i szczery uśmiech. Odwzajemniłam go. Cieszę się, że nie mam w nim wroga. Jest jedyną osobą, której mogę się trzymać... Chociaż to niebezpieczne, bo jeśli na chwilę stracę uwagę, może posłać mnie na dno. Ale tonący chwyta się brzytwy, nieprawdaż?
-Mam jedno pytanie Samanto... Czy pamiętałaś o spakowaniu się? Przypomnę, że wyruszamy o świcie- moja reakcja... O. Na. Moją. Udręczoną. Głowę. Zapomniałam!
-Czy miałbyś coś przeciwko, gdybym teraz...
-Leć. Po drodze możesz ewentualnie poćwiczyć telepor...- zniknęłam zanim dokończył zdanie. niech wie, że na czym jak na czym, ale na teleportowaniu się, znam się jak nikt inny.
Kiedy zapakowałam rzeczy poszłam się umyć. Moja łazienka pachniała morzem. Delikatne zielenie splatały się ze złotem i bielą w idealnej harmonii. Napuściłam wody do wanny i oddałam się relaksowi. Moje włosy otaczały mnie i łaskotały. Zamknęłam oczy i oddałam się rozmyślaniom. Nie wiem co przyniesie jutro. Wiem, że zyskałam dziś oparcie. Niepewne, ale oparcie.
Może mogłabym do niego coś poczuć? Czas przyniesie odpowiedź...
*Loki*
Kiedy zniknęła, zaśmiałem się. Potrafi być irytująca, ale jest to na swój sposób zabawne. To w jaki sposób ośmiela się mnie traktować mi nie przeszkadza. Raczej imponuje. Zdarza się jej przegiąć ale szybko się wycofuje. Chyba nie lubi kiedy się denerwuję... Przy niej na jaw wychodzi moja lepsza strona. Poszedłem w stronę jej pokoju. Miałem ochotę na spacer, a to był niezły kawałek drogi. Po drodze układałem plany na jutro. Przygotowania do wielu rzeczy zaprzątały moją głowę. Wszystko musiało być gotowe i idealne. Tuż po powrocie z podróży zaczniemy przygotowania do... Tak. To dobry pomysł.
Stanąłem pod jej komnatą. Skupiłem się, a kiedy nie wyczułem jej obecności w pokoju, wszedłem tam. Już się tu całkiem porządnie urządziła i chyba zaczynała się dobrze czuć. Teraz przystępujemy do planu. Wyczarowałem jedną białą różę i położyłem na jej poduszce. Otoczyłem ją paroma zaklęciami i szybko wyszedłem. Był to mały psikus z mojej strony, ale bardzo ciekawi mnie, jak na to zareaguje. Troszkę osłabimy jej wieczny upór... Jeszcze nie wie, ale nawet się nie zorientuje, kiedy straci dla mnie głowę... Nie oddam nic co należy do mnie. Nigdy i nikomu...
Jasna cholera! Co mnie napadło? Chyba go polubiłam. Coś dziwnego we mnie siedzi... Czuję gulę w żołądku. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Nie ważne. Ważne jest to że spóźnia się na lekcje. Nie było by o dziwne, gdyby nie jego punktualność.
-Loki... Jeśli się w coś wpakowałeś, to nie ręczę za siebie- już miałam wstać gdy poczułam rękę na ramieniu.
-Nie martw się tak o mnie. Dam sobie radę. Aż tak się o mnie troszczysz?- Jego lekko kpiący ton mnie lekko irytował,a zarazem... rozbawiał.
-Troska? Nie. Raczej to, że ja bym musiała po tobie sprzątać. Więc co się stało, że się Pan spóźnił, drogi nauczycielu- uśmiechnęłam się i wstałam obracając się w jego stronę. Dzieliły nas milimetry. Jego twarz spoważniała.
-Mamy więźniów na wolności. Na pewno stanie się to kłopotem.
-My nie damy im rady? Nie wierzę. Czy w twoich oczach dostrzegam strach?- chyba posunęłam się za daleko. Wyglądał na zdenerwowanego.
-Ja się nie boję, jednak wiem, że Thor i ta twoja siostrunia mogą namieszać. Dlatego musimy szukać sprzymierzeńców i znaleźć ich szybciej niż mój przygłupi braciszek. Rozumiesz?- wysyczał prosto w moje ucho. Jego lodowata dłoń ściskała mój nadgarstek. Chyba zaczynałam się bać. Nie chciałam go rozgniewać.
-Nie wiedziałam,że o nich chodzi- wyprostowałam się i spojrzałam mu prosto w oczy- Dołożę wszelkich starań by przyczynić się do ich odnalezienia. Czy mógłbyś puścić moją rękę, królu?
Z jego oczu zniknęły gniewne ogniki. Rozluźnił uchwyt, ale mnie nie puścił.
-Inni się tym zajmą. Ty uważaj na siebie i się w to nie wplącz. Thor cię bardzo nie lubi. Chyba nie chcemy, żeby coś ci się stało- rzekł oddalając się lekko.
-My?- posłałam mu pytające spojrzenie.
-My. Miałaś rację. Powinniśmy trzymać się razem. Nie znam nikogo tak zakłamanego w całych dziewięciu światach, jak nasza dwójka- posłał mi lekki i szczery uśmiech. Odwzajemniłam go. Cieszę się, że nie mam w nim wroga. Jest jedyną osobą, której mogę się trzymać... Chociaż to niebezpieczne, bo jeśli na chwilę stracę uwagę, może posłać mnie na dno. Ale tonący chwyta się brzytwy, nieprawdaż?
-Mam jedno pytanie Samanto... Czy pamiętałaś o spakowaniu się? Przypomnę, że wyruszamy o świcie- moja reakcja... O. Na. Moją. Udręczoną. Głowę. Zapomniałam!
-Czy miałbyś coś przeciwko, gdybym teraz...
-Leć. Po drodze możesz ewentualnie poćwiczyć telepor...- zniknęłam zanim dokończył zdanie. niech wie, że na czym jak na czym, ale na teleportowaniu się, znam się jak nikt inny.
Kiedy zapakowałam rzeczy poszłam się umyć. Moja łazienka pachniała morzem. Delikatne zielenie splatały się ze złotem i bielą w idealnej harmonii. Napuściłam wody do wanny i oddałam się relaksowi. Moje włosy otaczały mnie i łaskotały. Zamknęłam oczy i oddałam się rozmyślaniom. Nie wiem co przyniesie jutro. Wiem, że zyskałam dziś oparcie. Niepewne, ale oparcie.
Może mogłabym do niego coś poczuć? Czas przyniesie odpowiedź...
*Loki*
Kiedy zniknęła, zaśmiałem się. Potrafi być irytująca, ale jest to na swój sposób zabawne. To w jaki sposób ośmiela się mnie traktować mi nie przeszkadza. Raczej imponuje. Zdarza się jej przegiąć ale szybko się wycofuje. Chyba nie lubi kiedy się denerwuję... Przy niej na jaw wychodzi moja lepsza strona. Poszedłem w stronę jej pokoju. Miałem ochotę na spacer, a to był niezły kawałek drogi. Po drodze układałem plany na jutro. Przygotowania do wielu rzeczy zaprzątały moją głowę. Wszystko musiało być gotowe i idealne. Tuż po powrocie z podróży zaczniemy przygotowania do... Tak. To dobry pomysł.
Stanąłem pod jej komnatą. Skupiłem się, a kiedy nie wyczułem jej obecności w pokoju, wszedłem tam. Już się tu całkiem porządnie urządziła i chyba zaczynała się dobrze czuć. Teraz przystępujemy do planu. Wyczarowałem jedną białą różę i położyłem na jej poduszce. Otoczyłem ją paroma zaklęciami i szybko wyszedłem. Był to mały psikus z mojej strony, ale bardzo ciekawi mnie, jak na to zareaguje. Troszkę osłabimy jej wieczny upór... Jeszcze nie wie, ale nawet się nie zorientuje, kiedy straci dla mnie głowę... Nie oddam nic co należy do mnie. Nigdy i nikomu...
sobota, 22 marca 2014
Rozdział 14- A zarazem daleko...
*Oczami Samanty*
-Co ty...? Co ty namalowałaś?! - Loki był wściekły.
-Nie wiem. Bez przepaski na oczach nie wolno mi na to spojrzeć. Mam malować emocje i sceny z mojego umysłu. Sny, wspomnienia... Coś nie tak? Namalowałam coś... niestosownego?- Bałam się. Co jeśli namalowałam nasz... Nasz pocałunek? Moja głupia głowa mogła mi to podsunąć...
-Nieważne. Idę do siebie. Niedługo przyjdę- Już miał otworzyć drzwi, gdy złapałam go za rękę. Odwrócił się i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Loki... Czy... Loki, czy ty... Ty mnie nienawidzisz?
-Nie. Ja raczej nie nienawidzę bez powodu. A czemu pytasz?
-Bo...- wzięłam głębszy oddech- Loki, ja znam tu głównie ciebie. Nigdy nikomu nie ufałam i zawsze byłam sama. Nie lubię ludzi. Ale ty jesteś... Jesteś inny. Jesteś do mnie podobny. Nie pozwolisz mi w tym wszystkim utonąć?
-Jestem najmniej odpowiednią osobą. Jestem wredny, oszukuję, ośmieszam i knuję. Chcesz pomocy od takiej osoby?
-Tak. Chcę pomocy od kogoś takiego jak ja.
-Uprzedzam, że jestem trudnym kompanem.
-Chyba już się o tym przekonałam. Chyba głównie przekonywałam się o tym na początku. Czy możemy coś ustalić?
-Zależy co- Loki był ludzki. Miałam nadzieje, że zgodzi się na to...
-Loki, czy możemy czasem po prostu rozmawiać? Bez krętactw, bez większych złośliwości? Tak... szczerze?
-Pytasz o to kłamcę?- uśmiechnął się lekko.
-Tak. Dla mnie też to będzie trudne. Nie dzielę się raczej niczym... Zresztą... Nieważne. Zapomnij.
-Nie- spojrzałam na niego zdziwiona- Jesteśmy do siebie podobni. Możliwe że się zrozumiemy. Chcesz się dowiedzieć czegoś na chwilę obecną?
-Chyba przychodzi mi do głowy najgłupsze pytanie z możliwych- uśmiechnęłam się do niego jednym z nielicznych szczerych uśmiechów.
-Śmiało.
-Skąd tyle legend o twoich dzieciach? I czy naprawdę jesteś matk...
-Nie! Nie, nie jestem. Legendy... U nas raczej plotki, to próba ośmieszenia mnie, zamazania pamięci o zbrodni Odyna, a że nie jestem lubiany przybrały taką formę. Teraz moja kolej na pytanie.
-Słucham.
-Czemu tak nagle przyszło ci do głowy, żeby spróbować się ze mną zaprzyjaźnić? Zawsze byłaś złośliwa i nie wyglądałaś na osobę do rozmów.
-No patrz- udałam zdziwienie- Ty raczej też. Ale serio, znalazłam książkę w bibliotece. Książkę o lustrach. I przeczytałam, że lustra często zostają dobrymi przyjaciółmi. Pomyślałam, że komu jak komu, ale nam przydałby się ktoś, kto wszystko zrozumie.
-Prawda. Ale... Muszę iść. I pamiętaj. Ja nie pozwolę ci utonąć. Nigdy.
Zostawił mnie w pokoju samą. Rozmyślałam o naszej rozmowie i zastanawiałam się co mnie napadło.
*Oczami Lokiego*
To nie było do mnie podobna, ale naprawdę poczułem, że mogę komuś zaufać i pozwolić sobie pomóc. Postanowiłem spróbować zaufać. Poza tym kiedy zapytała, czy nie pozwolę jej utonąć, przypominała mi mnie samego. Moja dusza krzyczała to do wszechświata codziennie, lecz nikt nie odbierał wiadomości stłumionej przez maskę, którą sam założyłem. Dlatego musiałem jej pomóc. Dlatego nie zależnie od tego, kim jestem- wygnańcem, królem czy zbrodniarzem- mam zamiar o nią dbać. Teraz nie jest już tylko potrzebnym przedmiotem, pionkiem w grze. Jest dla mnie ważna. Jest moim słabym punktem, którego nikt nie wykorzysta, bo oprócz mojej ochrony, sama świetnie daje sobie radę. Muszę zapisać ją na jakąś sztukę walki. Nadadzą się te jej ukochane noże. Nie przyznam jej nigdy, że jest dla mnie ważna. Jest zbyt wartościowa, żebym stracił ją z tak błahego powodu. Nikt nie wie o czym myślę... A ona będzie osobą której nikt nie zrani. Już od początku czułem przy niej coś dziwnego. No, i jeszcze to podobieństwo...
Ja chyba... Chyba coś do niej czuję. Nie jest to na razie nic wielkiego, ale wiem, że i tak nie dam jej skrzywdzić. Jest teraz moja. Nikt jej nawet nie tknie. Należy do mnie!
To myśląc udałem się do komnaty chłopców. Zaopiekowałem się nimi i posłałem na obiad. Miałem jeszcze dużo do załatwienia... Najpierw źrebak. Kazałem przygotować pokój.
Stajnie królewskie były olbrzymie, jednak znajdował się tam tylko jeden wierzchowiec. Mój syn.
-Sleppie!- w odpowiedzi usłyszałem wściekłe rżenie i stukanie kopyt o marmurową podłogę. Ośmiu kopyt- Czy nie możesz się zmienić, byśmy mogli chwilkę porozmawiać?
-Spadaj.
-I po kim ty taki wygadany, powiesz mi? Zbieraj się, idziemy!
-Z tobą? Gdzie i po co?
-Idziemy do twojego pokoju. Przeprowadzasz się do zamku.
Jedna sprawa z głowy. Teraz idę przygotować lekcje dla Samanty i załatwić jej treningi.
Jestem dziś tak zapracowany...
Do komnaty wpadł strażnik.
-Panie! Thor i jego narzeczona uciekli z lochów i z Asgardu!
-Co ty...? Co ty namalowałaś?! - Loki był wściekły.
-Nie wiem. Bez przepaski na oczach nie wolno mi na to spojrzeć. Mam malować emocje i sceny z mojego umysłu. Sny, wspomnienia... Coś nie tak? Namalowałam coś... niestosownego?- Bałam się. Co jeśli namalowałam nasz... Nasz pocałunek? Moja głupia głowa mogła mi to podsunąć...
-Nieważne. Idę do siebie. Niedługo przyjdę- Już miał otworzyć drzwi, gdy złapałam go za rękę. Odwrócił się i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Loki... Czy... Loki, czy ty... Ty mnie nienawidzisz?
-Nie. Ja raczej nie nienawidzę bez powodu. A czemu pytasz?
-Bo...- wzięłam głębszy oddech- Loki, ja znam tu głównie ciebie. Nigdy nikomu nie ufałam i zawsze byłam sama. Nie lubię ludzi. Ale ty jesteś... Jesteś inny. Jesteś do mnie podobny. Nie pozwolisz mi w tym wszystkim utonąć?
-Jestem najmniej odpowiednią osobą. Jestem wredny, oszukuję, ośmieszam i knuję. Chcesz pomocy od takiej osoby?
-Tak. Chcę pomocy od kogoś takiego jak ja.
-Uprzedzam, że jestem trudnym kompanem.
-Chyba już się o tym przekonałam. Chyba głównie przekonywałam się o tym na początku. Czy możemy coś ustalić?
-Zależy co- Loki był ludzki. Miałam nadzieje, że zgodzi się na to...
-Loki, czy możemy czasem po prostu rozmawiać? Bez krętactw, bez większych złośliwości? Tak... szczerze?
-Pytasz o to kłamcę?- uśmiechnął się lekko.
-Tak. Dla mnie też to będzie trudne. Nie dzielę się raczej niczym... Zresztą... Nieważne. Zapomnij.
-Nie- spojrzałam na niego zdziwiona- Jesteśmy do siebie podobni. Możliwe że się zrozumiemy. Chcesz się dowiedzieć czegoś na chwilę obecną?
-Chyba przychodzi mi do głowy najgłupsze pytanie z możliwych- uśmiechnęłam się do niego jednym z nielicznych szczerych uśmiechów.
-Śmiało.
-Skąd tyle legend o twoich dzieciach? I czy naprawdę jesteś matk...
-Nie! Nie, nie jestem. Legendy... U nas raczej plotki, to próba ośmieszenia mnie, zamazania pamięci o zbrodni Odyna, a że nie jestem lubiany przybrały taką formę. Teraz moja kolej na pytanie.
-Słucham.
-Czemu tak nagle przyszło ci do głowy, żeby spróbować się ze mną zaprzyjaźnić? Zawsze byłaś złośliwa i nie wyglądałaś na osobę do rozmów.
-No patrz- udałam zdziwienie- Ty raczej też. Ale serio, znalazłam książkę w bibliotece. Książkę o lustrach. I przeczytałam, że lustra często zostają dobrymi przyjaciółmi. Pomyślałam, że komu jak komu, ale nam przydałby się ktoś, kto wszystko zrozumie.
-Prawda. Ale... Muszę iść. I pamiętaj. Ja nie pozwolę ci utonąć. Nigdy.
Zostawił mnie w pokoju samą. Rozmyślałam o naszej rozmowie i zastanawiałam się co mnie napadło.
*Oczami Lokiego*
To nie było do mnie podobna, ale naprawdę poczułem, że mogę komuś zaufać i pozwolić sobie pomóc. Postanowiłem spróbować zaufać. Poza tym kiedy zapytała, czy nie pozwolę jej utonąć, przypominała mi mnie samego. Moja dusza krzyczała to do wszechświata codziennie, lecz nikt nie odbierał wiadomości stłumionej przez maskę, którą sam założyłem. Dlatego musiałem jej pomóc. Dlatego nie zależnie od tego, kim jestem- wygnańcem, królem czy zbrodniarzem- mam zamiar o nią dbać. Teraz nie jest już tylko potrzebnym przedmiotem, pionkiem w grze. Jest dla mnie ważna. Jest moim słabym punktem, którego nikt nie wykorzysta, bo oprócz mojej ochrony, sama świetnie daje sobie radę. Muszę zapisać ją na jakąś sztukę walki. Nadadzą się te jej ukochane noże. Nie przyznam jej nigdy, że jest dla mnie ważna. Jest zbyt wartościowa, żebym stracił ją z tak błahego powodu. Nikt nie wie o czym myślę... A ona będzie osobą której nikt nie zrani. Już od początku czułem przy niej coś dziwnego. No, i jeszcze to podobieństwo...
Ja chyba... Chyba coś do niej czuję. Nie jest to na razie nic wielkiego, ale wiem, że i tak nie dam jej skrzywdzić. Jest teraz moja. Nikt jej nawet nie tknie. Należy do mnie!
To myśląc udałem się do komnaty chłopców. Zaopiekowałem się nimi i posłałem na obiad. Miałem jeszcze dużo do załatwienia... Najpierw źrebak. Kazałem przygotować pokój.
Stajnie królewskie były olbrzymie, jednak znajdował się tam tylko jeden wierzchowiec. Mój syn.
-Sleppie!- w odpowiedzi usłyszałem wściekłe rżenie i stukanie kopyt o marmurową podłogę. Ośmiu kopyt- Czy nie możesz się zmienić, byśmy mogli chwilkę porozmawiać?
-Spadaj.
-I po kim ty taki wygadany, powiesz mi? Zbieraj się, idziemy!
-Z tobą? Gdzie i po co?
-Idziemy do twojego pokoju. Przeprowadzasz się do zamku.
Jedna sprawa z głowy. Teraz idę przygotować lekcje dla Samanty i załatwić jej treningi.
Jestem dziś tak zapracowany...
Do komnaty wpadł strażnik.
-Panie! Thor i jego narzeczona uciekli z lochów i z Asgardu!
poniedziałek, 10 marca 2014
Rozdział 13- Blisko
Przepraszam!!!
*Loki *
Kiedy wróciłem do pałacu, była późna noc. Udałem się do komnat Samanty. Otworzyłem drzwi. Otoczył mnie zapach Asgardzkich kwiatów. Dziewczyna leżała na łożu. Jej włosy opadały jej na ramiona. Nawet ja musiałem przyznać, że jest piękna. Jej twarz miała niewinny wyraz. Jej skóra była biała jak śnieg. Miała długie, czarne, rzęsy i delikatnie zaróżowione policzki.
Postanowiłem rozejrzeć się po jej komnacie. Nie było tu zbyt wielu rzeczy. Jedyne, co zauważyłem nowego, to sztaluga a na niej płótno. Naokoło były porozstawiane farby. Na malunku widać już było zarys dwójki ludzi. Najprawdopodobniej była to para zakochanych. Podszedłem do jej biurka. Na nim leżał rysunek. Było to oko. Niby nic nadzwyczajnego. Narysowane całkiem dobrze jak na początek jej nauki. Jedno mnie zaciekawiło. Przyjrzałem się uważniej. Nie zorientowałbym się, gdyby nie inne kawałki twarzy, ale na rysunku... Ona narysowała moje oko. To zdecydowanie nie jest normalne. Ta dziewczyna mnie denerwuje. Zawsze gdy myślę, że znam ją na wylot i już rozumiem jej tok myślenia, ona robi obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Rozumiem. Gdy mieszkała ze mną w kryjówce, oszukała mnie. Przyznaję. Ale teraz? Nie rozumiałem co się dzieje w jej głowie.
Poszedłem do mojej komnaty i od razu zorientowałem się, że coś jest nie tak. W moim pokoju mimo zapalonego światła widać było cienie. Na moim łóżku siedział...
-Witaj tatuś. Dawno żeśmy się nie widzieli- powiedział 17-nastolatek.
-Witaj synu. Co cię tu sprowadza?- Szlag! Zapomniałem o nim. Zapewniając mu przetrwanie, sprowadziłem na siebie jego nienawiść.
-No wiesz, nudziło mi się samemu w stajni. Kiedyś chociaż chciało ci się ruszyć tyłek i mnie odwiedzić.
-Sleipnirze!...
-Kiedyś mówiłeś do mnie Sleppie. Może wtedy bałem się powiedzieć ci w twarz, co o tobie myślę i byłem dobrym chłopcem? To po co oddawałeś mnie do dziadka, żeby woził na mnie swoje tłuste dupko?!
-Musiałem cię ratować, nie rozumiesz?!
-To czemu nie uratowałeś matki?!- szczeniak... raczej źrebak przegiął. Wokół mnie utworzyły się małe zielone obłoki z których trzaskały małe pioruny- Tak! Najlepiej rób to co wychodzi ci najlepiej! To twoja wina!!!
Opanowałem się -Lepiej wracaj do siebie. Nie mam teraz czasu z tobą rozmawiać.
Naburmuszony wyszedł z mojej komnaty. Westchnąłem. Miał rację. Zamiast ją ratować, ja stałem i przypatrywałem się, jak uchodzi z niej życie. Położyłem się na łóżku i zasnąłem. Całą noc dręczyły mnie koszmary.
***
Rano dzień zacząłem od powiadomienia Samanty o planie na dziś. Mieliśmy udać się do pewnego miejsca. Po drodze do jej komnaty odwiedziłem dzieciaki. Ich komnata wyglądała zabawnie, kiedy tam siedzieli. Olbrzymie zdobienia i dwa małe dzieciaki. O Munga się nie martwię. Jest podobny do mnie. Daje sobie radę. Bardziej martwiło mnie to, że Fen jest podobny do swojej matki. Jest współczujący i wrażliwy. Jest też niestety zbyt ufny.
W końcu stanąłem w drzwiach pokoju Samanty. Wziąłem głębszy oddech i pchnąłem drzwi do jej komnaty. Niech mnie szlag trafi! Problem w tym, że nie zapukałem. Kiedy postawiłem nogę w pokoju widziałem ją. Stała do mnie plecami i właśnie miała zdjąć koszulę nocną, żeby się przebrać. Zasłoniłem oczy- Czy mogłabyś z tym poczekać?
-Loki?! Co ty tu?! Zaczekaj- zniknęła w swojej łazience.
O mały włos. Chyba nauczę się pukać... Zaraz, że co? Ja, król Asgardu Loki miałbym pukać? To niedorzeczność! To byłby jej problem nie mój! Co się ze mną dzieje? Nie wiem...
-Loki... Mógłbyś pukać na przyszłość?- dziewczyna wyszła z łazienki.
-Raczej nie.- popatrzyła mi prosto w oczy i lekko pokręciła głową. Ten gest... Tak znajomy.
-Musisz się przygotować. Jutro jedziemy do Muspelheimu, gdzie przeprowadzimy małe dochodzenie... Za miesiąc ma się odbyć twoje odrodzenie.
-Zaraz, co?
-Odrodzenie. Gdybyś szybciej czytała, to byś wiedziała. Przeczytaj książki ode mnie, a zrozumiesz. Na razie idę jeszcze ustalić szczegóły wyjazdu. Wieczorem przyjdę cię poduczyć. Zobaczymy, czy odrobina zamieszania nie pogorszyła twoich umiejętności jeszcze bardziej- O tak. Wieczorem czeka ją ciężki trening. Może na przykład łączenie żywiołów, cieni i świateł? Spojrzałem na sztalugę. To co tam zobaczyłem...
-Co ty...?
*Loki *
Kiedy wróciłem do pałacu, była późna noc. Udałem się do komnat Samanty. Otworzyłem drzwi. Otoczył mnie zapach Asgardzkich kwiatów. Dziewczyna leżała na łożu. Jej włosy opadały jej na ramiona. Nawet ja musiałem przyznać, że jest piękna. Jej twarz miała niewinny wyraz. Jej skóra była biała jak śnieg. Miała długie, czarne, rzęsy i delikatnie zaróżowione policzki.
Postanowiłem rozejrzeć się po jej komnacie. Nie było tu zbyt wielu rzeczy. Jedyne, co zauważyłem nowego, to sztaluga a na niej płótno. Naokoło były porozstawiane farby. Na malunku widać już było zarys dwójki ludzi. Najprawdopodobniej była to para zakochanych. Podszedłem do jej biurka. Na nim leżał rysunek. Było to oko. Niby nic nadzwyczajnego. Narysowane całkiem dobrze jak na początek jej nauki. Jedno mnie zaciekawiło. Przyjrzałem się uważniej. Nie zorientowałbym się, gdyby nie inne kawałki twarzy, ale na rysunku... Ona narysowała moje oko. To zdecydowanie nie jest normalne. Ta dziewczyna mnie denerwuje. Zawsze gdy myślę, że znam ją na wylot i już rozumiem jej tok myślenia, ona robi obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Rozumiem. Gdy mieszkała ze mną w kryjówce, oszukała mnie. Przyznaję. Ale teraz? Nie rozumiałem co się dzieje w jej głowie.
Poszedłem do mojej komnaty i od razu zorientowałem się, że coś jest nie tak. W moim pokoju mimo zapalonego światła widać było cienie. Na moim łóżku siedział...
-Witaj tatuś. Dawno żeśmy się nie widzieli- powiedział 17-nastolatek.
-Witaj synu. Co cię tu sprowadza?- Szlag! Zapomniałem o nim. Zapewniając mu przetrwanie, sprowadziłem na siebie jego nienawiść.
-No wiesz, nudziło mi się samemu w stajni. Kiedyś chociaż chciało ci się ruszyć tyłek i mnie odwiedzić.
-Sleipnirze!...
-Kiedyś mówiłeś do mnie Sleppie. Może wtedy bałem się powiedzieć ci w twarz, co o tobie myślę i byłem dobrym chłopcem? To po co oddawałeś mnie do dziadka, żeby woził na mnie swoje tłuste dupko?!
-Musiałem cię ratować, nie rozumiesz?!
-To czemu nie uratowałeś matki?!- szczeniak... raczej źrebak przegiął. Wokół mnie utworzyły się małe zielone obłoki z których trzaskały małe pioruny- Tak! Najlepiej rób to co wychodzi ci najlepiej! To twoja wina!!!
Opanowałem się -Lepiej wracaj do siebie. Nie mam teraz czasu z tobą rozmawiać.
Naburmuszony wyszedł z mojej komnaty. Westchnąłem. Miał rację. Zamiast ją ratować, ja stałem i przypatrywałem się, jak uchodzi z niej życie. Położyłem się na łóżku i zasnąłem. Całą noc dręczyły mnie koszmary.
***
Rano dzień zacząłem od powiadomienia Samanty o planie na dziś. Mieliśmy udać się do pewnego miejsca. Po drodze do jej komnaty odwiedziłem dzieciaki. Ich komnata wyglądała zabawnie, kiedy tam siedzieli. Olbrzymie zdobienia i dwa małe dzieciaki. O Munga się nie martwię. Jest podobny do mnie. Daje sobie radę. Bardziej martwiło mnie to, że Fen jest podobny do swojej matki. Jest współczujący i wrażliwy. Jest też niestety zbyt ufny.
W końcu stanąłem w drzwiach pokoju Samanty. Wziąłem głębszy oddech i pchnąłem drzwi do jej komnaty. Niech mnie szlag trafi! Problem w tym, że nie zapukałem. Kiedy postawiłem nogę w pokoju widziałem ją. Stała do mnie plecami i właśnie miała zdjąć koszulę nocną, żeby się przebrać. Zasłoniłem oczy- Czy mogłabyś z tym poczekać?
-Loki?! Co ty tu?! Zaczekaj- zniknęła w swojej łazience.
O mały włos. Chyba nauczę się pukać... Zaraz, że co? Ja, król Asgardu Loki miałbym pukać? To niedorzeczność! To byłby jej problem nie mój! Co się ze mną dzieje? Nie wiem...
-Loki... Mógłbyś pukać na przyszłość?- dziewczyna wyszła z łazienki.
-Raczej nie.- popatrzyła mi prosto w oczy i lekko pokręciła głową. Ten gest... Tak znajomy.
-Musisz się przygotować. Jutro jedziemy do Muspelheimu, gdzie przeprowadzimy małe dochodzenie... Za miesiąc ma się odbyć twoje odrodzenie.
-Zaraz, co?
-Odrodzenie. Gdybyś szybciej czytała, to byś wiedziała. Przeczytaj książki ode mnie, a zrozumiesz. Na razie idę jeszcze ustalić szczegóły wyjazdu. Wieczorem przyjdę cię poduczyć. Zobaczymy, czy odrobina zamieszania nie pogorszyła twoich umiejętności jeszcze bardziej- O tak. Wieczorem czeka ją ciężki trening. Może na przykład łączenie żywiołów, cieni i świateł? Spojrzałem na sztalugę. To co tam zobaczyłem...
-Co ty...?
niedziela, 9 lutego 2014
Liebster Award 3/4 (?)
THX za nominkę Margaret :)
1. Czytasz mojego bloga? Co o nim sądzisz?
Twój blog jesst zajomisty!
2. Co robisz, gdy ci smutno?
2. Co robisz, gdy ci smutno?
Szczerze? Coraz częściej popadam w dołka i płaczę.
3. Wyobraź sobie, że jesteś owocem. Jakiego smaku i koloru sok można z Ciebie wycisnąć?
3. Wyobraź sobie, że jesteś owocem. Jakiego smaku i koloru sok można z Ciebie wycisnąć?
Mandarynką. Dziś piłam sok z mandarynek. Mój kot nie lubi ich zapachu. Wykorzystuję to. I jestem wyznawcą św. Mandarynki. ;P
4. Jesteś dobrym człowiekiem?
4. Jesteś dobrym człowiekiem?
Mam być szczera?
5. Skąd pomysł na taką nazwę bloga?
5. Skąd pomysł na taką nazwę bloga?
Najprostsze co wpadło do (pustego) łba
6. Czego najbardziej nie lubisz robić?
Chodzić do szkoły.
7. Twoja wizja wymarzonego życia?
7. Twoja wizja wymarzonego życia?
Żyć chwilą.
8. Masz jakieś dziwactwa?
8. Masz jakieś dziwactwa?
Dużo.
9. Co jest dla ciebie najważniejsze w życiu?
9. Co jest dla ciebie najważniejsze w życiu?
Rodzina i miłość.
10. Bez czego nie ruszysz się z domu?
10. Bez czego nie ruszysz się z domu?
Perfumy (najlepsza broń roku 2013).
11. O co byś poprosiła gdybyś miała jedno życzenie od złotej rybki?
11. O co byś poprosiła gdybyś miała jedno życzenie od złotej rybki?
Żeby naprawiła się jedna zła sytuacja w moim życiu.
1Lubisz rysować?
2Myślisz, że mam wstawić tu swoje rysunki?
3Robisz sobie tatuaże henną?
4Jakiej muzyki słuchasz?
5Czy ubisz mandarynki?
6Czy lubisz psy?
7A koty?
8Kochasz życie?
9Lubisz tęczę?
10Jaki kolor lubisz?
11Czy myślisz, że światmoże być ładniejszy?
Nominuje was bezpośrednio na blogach w komentarzach. Pa!
PS.: nie nominujcie mnie już....
czwartek, 6 lutego 2014
Rozdział 12- Gdzieś
I jest! Nie wiedziałam że tyle osób na to czeka o.O Bez zbędnych wstępów zapraszam na rozdział!
Spojrzałam na swoją rękę z przerażeniem. Te barwy... To...
-Od początku wiedziałem, że jesteś wyjątkowym przypadkiem. Ale wszystko się zgadza. Ja jestem Jotunem, ty moje lustro... Jesteś dość gorącą osobą- Lok zaczął się uśmiechać, jednak nie ukrył przede mną jednego. W pierwszej chwili sam by tak zdziwiony, że nie był w stanie nic z siebie wydusić.
-Czy ja naprawdę...- musiałam wiedzieć.
-Tak. Zdecydowanie tak. Coraz bardziej mnie intrygujesz- Jego skóra znowu była w odcieniu kości słoniowej. Położył mi rękę na ramieniu- Zaczynam myśleć, że możesz mnie jeszcze zaskoczyć na wiele różnych sposobów...- wyszeptał mi prosto do ucha.
-Ja... Ja muszę to wszystko ułożyć... Nawet nie wiem... Nic o sobie nie wiem! Jestem nikim!
-Jesteś kimś ważnym i nigdy o tym nie zapominaj. Patrz na świat z góry. Kiedy zadaje ci cios, oddaj go ze zdwojoną siłą. Wiem, że potrafisz.
Odwróciłam się do niego plecami. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Podeszłam do szafek. Na jednej z nich było zdjęcie. Konkretnie dwa zdjęcia. Na jednym było widać Lokiego, Munga, Fena i jakiegoś chłopca w wieku Munga. Chłopiec miał czarne włosy ścięte na emo. Wszyscy mieli na sobie Mitgardzkie stroje. Obcy chłopak miał na sobie strój sportowy. Na drugim zdjęciu był Loki, Mung i...
Oddaliłam się o krok. Na zdjęciu, przytulona do Lokiego stała kobieta z mojego snu.
-To ona- Loki odezwał się smętnym głosem- To moja ukochana. Kłamstwem jest, że była moją żoną. Tamten dzień miał być dla niej końcem służby w zamku. Mógłbym sprawić, że znowu byłaby boginią! Ale nie! Odyn musiał...- urwał. Odwróciłam się. Loki stał za mną w pewnej odległości. Starał się nad sobą zapanować. Po jego policzku spłynęła łza.
-Loki...- pierwszy raz w życiu miałam ochotę komuś pomóc. Pocieszyć...
-Nie ważne. Jesteś pewnie zmęczona. Jutro zaplanuję pewien wyjazd a później się zobaczymy. Odprowadzę cię teraz do twojego pokoju- wziął mnie pod rękę i wyprowadził z komnaty.
Cały czas milczał. Ja również nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. Pierwszy raz się tak otworzył. Chciałam go poznać. Nie rozumiałam już sama... Na początku tak bardzo go nienawidziłam, ale teraz... Wydaje mi się bliższy. Kiedy zaczęłam mówić, że jestem inna i że jestem nikim, on chciał mnie podnieść na duchu... To takie ludzkie z jego strony. Bogowie mogą udawać, ale są bardzo podobni do ludzi. Ale Loki jest skryty. Sama taka jestem. Jak lustro. Niby identyczni, a jednak wszystko jest u nas na odwrót. On Jotun, wychowany w Asgardzie. Ja ognista gigantka, wychowana w Mitgardzie. A jednak mamy podobne problemy, ukryte pragnienia i ten sam sposób osiągania celu.
W mojej komnacie usiadłam na łóżku. Łóżko to złe określenie. Okrągłe łoże z baldachimem, z pościelą w kolorze czerwonym. Podłoga była złoto-biała. Przedstawione na niej były gwiazdy i planety, bardzo misternie zdobione małymi szlachetnymi kamieniami. Po prawej od łóżka były złote drzwi na balkon, z którego miałam widok na ogrody Asgardu. Korony drzew widoczne z balkonu miały kolory niespotykane na Mitgardzie. To naprawdę magiczne miejsce.
Położyłam się na łóżku i próbowałam zasnąć. Cały następny dzień będę pewnie rysować i się uczyć, bo Loki nie będzie miał czasu, a nikogo innego nie znam. Wolałabym się z nim uczyć. Im więcej wiem o 9 światach, tym więcej wiedzy chcę przyswoić! Te wszystkie rzeczy, których osoba z Mitgardu pewnie nigdy się nie dowie? To moje marzenie! Zamknęłam oczy i zasnęłam.
***
Obudziłam się wcześnie rano. Na mojej szafce nocnej stała srebrana taca na ktorej stało moje śniadanie. Mimo że wszystko wyglądało normalnie, sma tych rzeczy był wyraźniejszy. Tak, jakby mój język obudził się z długiego snu odkrywając tą nową paletę smaków, tak bogatą w różne odmiany owoców i ważyw nie z mojego starego domu. Ļo zjedzeniu otworzyłam moją szafę i wybrałam złotozieloną sukienkę stworzoną z dużej ilości jedwabnych, prześwitujących kawałków jedwabiu nałożonych na siebie. Sprawiało to wrażenie, że sukienka utkana jest z zielonkawego światła. Rozczesałam moje dlugie czarne włosy i zostawiłam je zwisające luźno. Podczas mojego pobytu tutaj bardzo urosły, sięgały mi już do pasa.
Wyszłam z mojego pokoju i udałam się do biblioteki. W ręku trzymałam papier do rysowania, ołówki i węgle. Zdarzało mi się rozmawiać z tutejszymi artystami o sztuce Asgardu i Loki zgodził się posyłać mnie na lekcje do jednego z nich. Tutaj w sztuce najbardziej liczyła się rzeźba. Dominowały kolor złoty i biały. Rysunki były idealne. Byłam w stanie uwierzyć, że to co widzę, naprawde istnieje. Wszystkie te barwy i emocje włożone w malunki i ysunki! Ponoć tutejszy największy malarz używał zamiast wody własnych łez, by rozcieńczyć farby!
W bibliotece usiadłam i zaczęłam odrabiać pracę zadaną mi przez artystę. Miałam naryswać oko. Niewiedziałam jak je zrobić. Jaki kolor, kszałt... Moja ręka trzymająca ołówek działała sama. Po skończeniu, nawet nie zerknęłam na rysunek. Podeszłam do półki z książkami i odstawiłam zabrane ostatnio "Łzy Rtjorg". Była to romantyczna opowieść, bardzo niepopularna w tych stronach, jednak mi się podobała. Bohaterka podchodziła do miłości roztropnie. Badała ją i szukała mocnych i słabych jej stron. Paru słów musiałam się domyśleć. Trudno, żeby Loki uczył mnie romantycznej strony języka Asów. Książka, którą wzięłam w zamian nazywała się "Magia: nauka połączona z talentem". Musiałam ją przeczytać. było to połączenie Mitgardzkiej chemii, Asgardzkich nauk ścisłych i magii.
Cały mój dzień minął spokojnie. Loki się nie pokazywał. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, co się szykuje....
Spojrzałam na swoją rękę z przerażeniem. Te barwy... To...
-Od początku wiedziałem, że jesteś wyjątkowym przypadkiem. Ale wszystko się zgadza. Ja jestem Jotunem, ty moje lustro... Jesteś dość gorącą osobą- Lok zaczął się uśmiechać, jednak nie ukrył przede mną jednego. W pierwszej chwili sam by tak zdziwiony, że nie był w stanie nic z siebie wydusić.
-Czy ja naprawdę...- musiałam wiedzieć.
-Tak. Zdecydowanie tak. Coraz bardziej mnie intrygujesz- Jego skóra znowu była w odcieniu kości słoniowej. Położył mi rękę na ramieniu- Zaczynam myśleć, że możesz mnie jeszcze zaskoczyć na wiele różnych sposobów...- wyszeptał mi prosto do ucha.
-Ja... Ja muszę to wszystko ułożyć... Nawet nie wiem... Nic o sobie nie wiem! Jestem nikim!
-Jesteś kimś ważnym i nigdy o tym nie zapominaj. Patrz na świat z góry. Kiedy zadaje ci cios, oddaj go ze zdwojoną siłą. Wiem, że potrafisz.
Odwróciłam się do niego plecami. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Podeszłam do szafek. Na jednej z nich było zdjęcie. Konkretnie dwa zdjęcia. Na jednym było widać Lokiego, Munga, Fena i jakiegoś chłopca w wieku Munga. Chłopiec miał czarne włosy ścięte na emo. Wszyscy mieli na sobie Mitgardzkie stroje. Obcy chłopak miał na sobie strój sportowy. Na drugim zdjęciu był Loki, Mung i...
Oddaliłam się o krok. Na zdjęciu, przytulona do Lokiego stała kobieta z mojego snu.
-To ona- Loki odezwał się smętnym głosem- To moja ukochana. Kłamstwem jest, że była moją żoną. Tamten dzień miał być dla niej końcem służby w zamku. Mógłbym sprawić, że znowu byłaby boginią! Ale nie! Odyn musiał...- urwał. Odwróciłam się. Loki stał za mną w pewnej odległości. Starał się nad sobą zapanować. Po jego policzku spłynęła łza.
-Loki...- pierwszy raz w życiu miałam ochotę komuś pomóc. Pocieszyć...
-Nie ważne. Jesteś pewnie zmęczona. Jutro zaplanuję pewien wyjazd a później się zobaczymy. Odprowadzę cię teraz do twojego pokoju- wziął mnie pod rękę i wyprowadził z komnaty.
Cały czas milczał. Ja również nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. Pierwszy raz się tak otworzył. Chciałam go poznać. Nie rozumiałam już sama... Na początku tak bardzo go nienawidziłam, ale teraz... Wydaje mi się bliższy. Kiedy zaczęłam mówić, że jestem inna i że jestem nikim, on chciał mnie podnieść na duchu... To takie ludzkie z jego strony. Bogowie mogą udawać, ale są bardzo podobni do ludzi. Ale Loki jest skryty. Sama taka jestem. Jak lustro. Niby identyczni, a jednak wszystko jest u nas na odwrót. On Jotun, wychowany w Asgardzie. Ja ognista gigantka, wychowana w Mitgardzie. A jednak mamy podobne problemy, ukryte pragnienia i ten sam sposób osiągania celu.
W mojej komnacie usiadłam na łóżku. Łóżko to złe określenie. Okrągłe łoże z baldachimem, z pościelą w kolorze czerwonym. Podłoga była złoto-biała. Przedstawione na niej były gwiazdy i planety, bardzo misternie zdobione małymi szlachetnymi kamieniami. Po prawej od łóżka były złote drzwi na balkon, z którego miałam widok na ogrody Asgardu. Korony drzew widoczne z balkonu miały kolory niespotykane na Mitgardzie. To naprawdę magiczne miejsce.
Położyłam się na łóżku i próbowałam zasnąć. Cały następny dzień będę pewnie rysować i się uczyć, bo Loki nie będzie miał czasu, a nikogo innego nie znam. Wolałabym się z nim uczyć. Im więcej wiem o 9 światach, tym więcej wiedzy chcę przyswoić! Te wszystkie rzeczy, których osoba z Mitgardu pewnie nigdy się nie dowie? To moje marzenie! Zamknęłam oczy i zasnęłam.
***
Obudziłam się wcześnie rano. Na mojej szafce nocnej stała srebrana taca na ktorej stało moje śniadanie. Mimo że wszystko wyglądało normalnie, sma tych rzeczy był wyraźniejszy. Tak, jakby mój język obudził się z długiego snu odkrywając tą nową paletę smaków, tak bogatą w różne odmiany owoców i ważyw nie z mojego starego domu. Ļo zjedzeniu otworzyłam moją szafę i wybrałam złotozieloną sukienkę stworzoną z dużej ilości jedwabnych, prześwitujących kawałków jedwabiu nałożonych na siebie. Sprawiało to wrażenie, że sukienka utkana jest z zielonkawego światła. Rozczesałam moje dlugie czarne włosy i zostawiłam je zwisające luźno. Podczas mojego pobytu tutaj bardzo urosły, sięgały mi już do pasa.
Wyszłam z mojego pokoju i udałam się do biblioteki. W ręku trzymałam papier do rysowania, ołówki i węgle. Zdarzało mi się rozmawiać z tutejszymi artystami o sztuce Asgardu i Loki zgodził się posyłać mnie na lekcje do jednego z nich. Tutaj w sztuce najbardziej liczyła się rzeźba. Dominowały kolor złoty i biały. Rysunki były idealne. Byłam w stanie uwierzyć, że to co widzę, naprawde istnieje. Wszystkie te barwy i emocje włożone w malunki i ysunki! Ponoć tutejszy największy malarz używał zamiast wody własnych łez, by rozcieńczyć farby!
W bibliotece usiadłam i zaczęłam odrabiać pracę zadaną mi przez artystę. Miałam naryswać oko. Niewiedziałam jak je zrobić. Jaki kolor, kszałt... Moja ręka trzymająca ołówek działała sama. Po skończeniu, nawet nie zerknęłam na rysunek. Podeszłam do półki z książkami i odstawiłam zabrane ostatnio "Łzy Rtjorg". Była to romantyczna opowieść, bardzo niepopularna w tych stronach, jednak mi się podobała. Bohaterka podchodziła do miłości roztropnie. Badała ją i szukała mocnych i słabych jej stron. Paru słów musiałam się domyśleć. Trudno, żeby Loki uczył mnie romantycznej strony języka Asów. Książka, którą wzięłam w zamian nazywała się "Magia: nauka połączona z talentem". Musiałam ją przeczytać. było to połączenie Mitgardzkiej chemii, Asgardzkich nauk ścisłych i magii.
Cały mój dzień minął spokojnie. Loki się nie pokazywał. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, co się szykuje....
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Przepraszam Was!
Przepraszam że zwlekam z rozdziałem. Mam mnóstwo sprawdzianów, a w zeszłym tygodniu byłam na wyjeździe. W tym tygodniu (29 stycznia konkretnie) mam urodziny i całe dwa tygodnie do rozplanowania (bo kto nie świętuje urodzin dwa tygodnie?). Postaram się napisać jak najszybciej.
wtorek, 14 stycznia 2014
Rozdział 11- "... niech żyje król!"
W wielkiej Sali Uczt wszyscy zajęli już miejsca. Siedziałam po prawicy Wszechojca. Na przeciwko mnie siedział Thor, a po boku Loki. Ten drugi patrzył na mnie wyczekująco. Zaczęłam:
-Thorze, zauważyłam, że ostatnio wydajesz się być na mnie zły... Jeśli to przez moje głupie słowa o Jane to... Mogę cię tylko przeprosić i próbować pocieszyć. Wiesz ona i tak by umarła. Przecież nie żyłaby tak długo jak ty...
Thor znowu słysząc jak obrażam zmarłą wstał gwałtownie. Jego młot jednak upadł bezwładnie na stół. Odyn wstał od stołu.
-Jak śmiesz atakować tę młodą damę! W dodatku ma rację! Coraz bardziej uważam, że to Loki zasługuje na tron!
-CO?!- Thor był wściekły- Mam dość twych głupich decyzji!- wyszedł z sali. Za nim pobiegła jego przyszła narzeczona. Zaczęłam się zachowywać jak przerażona dziewczynka.
-Ja... ja nie chciałam ja...- zaczęłam szlochać. Odyn spojrzał na mnie łagodnie. Nie martw się. Jest ostatnio zdenerwowany. Martwię się o niego. Może zrobić coś głupiego.
Reszta uczty minęła w ciszy. Wstałam od stołu, podziękowałam i poszłam do komnat Lokiego. Czekał tam na mnie. Był zadowolony.
-Dobrze się spisałaś. Dzisiaj masz sprawdzian z iluzji, wiesz o tym?- uśmiechnęłam się do niego.
-Jakbym śmiała zapomnieć- lekko się pochyliłam parodiując ukłon. Jego uśmiech się poszerzył.
-Chodź za mną.
*Osoba trzecia*
Wszechojciec usiadł na podwójnym złotym łożu w swej komnacie. Westchnął ciężko. Tęsknił za żoną, którą zamordował mroczny elf. Była jego najważniejszą doradczynią i pocieszycielką. Wiedziała jak zająć się synami. Miała ogromne serce. Przyjęła kiedyś na dwór służącą, była 5-letnią dziewczynką. Miała na imię Sigyn... I jeszcze sprawa Sigyn! Wiedział, że to był jego błąd, lecz teraz miał już mniejsze poczucie winy. Przecież teraz...
Starzec usłyszał jak otwierają się drzwi do jego komnaty. Odwrócił się. Ostatnią rzeczą którą zobaczył, była broń miażdżąca mu kości i pozbawiająca życia. Potem była już ciemność i pamięć o tym, który to zrobił.
*Oczami Lokiego*
Gdy do mojej komnaty przyszli żołnierze miałem pewne podejrzenia, czy plan się udał. Jednak to co usłyszałem... To był szok. Szybko podążyłem do komnaty jednookiego władcy. Leżał na ziemi. Z jego ust ściekała strużka krwi. Król nie żył.
-Książę Loki, ty jedyny dysponujesz mocą zdolną przywołać ostatnie jego wspomnienia! Prosimy...- jedna ze służących spojrzała na mnie zielonymi oczyma. Szmaragdowymi. Bliźniaczo podobnymi do moich.
-Oczywiście. Mam zamiar pomścić śmierć ojca- zapewniłem. Podszedłem do ciała i położyłem dłonie na czole nieboszczyka. Było lodowato zimne. Skupiłem się. Z jego ust wystrzeliła wiązka światła. Wszyscy zobaczyli Thora celującego młotem w ojca.
-Chodźmy ! Trzeba złapać mordercę!- krzyknął wysoki czarnowłosy mężczyzna o lekko kobiecych rysach twarzy. Wszyscy się z nim zgodzili. Szliśmy po Thora.
*Oczami Samanty*
Kiedy ludzie wybiegli z sali przemieniłam się w siebie podeszłam do Lokiego. Miałam na sobie delikatną złoto-czarno-szmaragdową jedwabną suknię odsłaniającą część mojej prawej nogi. Taki strój pojawiał się u mnie po nałożeniu iluzji.
-Jak się spisałam?
-Byłaś niesamowita. Wręcz czarująca.
-Nie sil się na komplementy. Lepiej chodźmy, bo twój braciszek i moja siostrzyczka nawieją- przeteleportował nas do sali biesiadnej gdzie zebrał się lud. Podeszliśmy do Thora kłócącego się z mieszczanami i służącymi.
-Więzy!- wykrzyknął Loki. Thora spowiły potężne łańcuchy. Upadł na ziemię.
-Loki! To oszustwo! Nie wierz im!
-Thorze Odinsonie! Zostałeś oskarżony o zabicie Wszechojca Odyna! Nie mam sumienia cię zabić bracie...- posłał mu smutne spojrzenie- Skazuję cię na dożywotni pobyt w więzieniu!
Gromowładnego i jego nową dziewczynę przetransportowano do więzienia przy mojej i Lokiego pomocy. Pogrzeb wyznaczono na przyszły tydzień. Loki wyglądał na przybitego. Wieczorem odbyła się huczna uczta ku pamięci Odyna. Loki został natychmiastowo mianowany na następcę tronu.
Właśnie nowy król miał wznieść toast. Jedyne słowa jakie trudem wypadły z jego ust to:
-Umarł król- wypił zawartość kielicha. Uczyniłam to samo. Ulotniłam się z sali poszłam w stronę jednej z komnat. Dalej trzymałam do połowy wypełniony kielich z uczty. Oparłam się o złote drzwi. Nie czekałam długo. Pojawił się Loki. Uśmiechał się w swój sposób. Coraz bardziej lubiłam ten uśmiech. Zwiastował zwycięstwo. Uniosłam kielich w jego stronę.
-... niech żyje król!
*Oczami Lokiego*
Zdziwiła mnie jej obecność i zachowanie. Wiedziałem, że była przebiegła.
-Zgodnie z umową twoja siostra jest gotowa...
-Wiesz. Poza umową było to, że zostanę królową, o czym mnie nie poinformowałeś. Ale no cóż... jesteś na mnie skazany.
-Nawet nie znasz mojej natury.
-Bo jej nie pokazujesz.
Westchnąłem teatralnie. Jak chce, to niech ma!
-Chodź za mną.
W mojej komnacie stanąłem do niej twarzą w twarz. Zbliżyłem się. Zadrżała. Dalej pamiętała, co stało się ostatnio. Nachyliłem się nad nią.
-Czy boisz się potworów?- nie była w stanie wydusić z siebie słowa, więc tylko pokręciła przecząco głową- Nie? A powinnaś.
Zacząłem zmieniać się w moją naturalną formę. Moje ciało nabrało niebieskiej barwy. Oczy zabarwiły się na czerwono. Bił ode mnie chłód mocniejszy niż zwykle.
Zapamiętajcie moje słowa: "Kobieta zawsze was zaskoczy. Nie ważne czy jesteście bogami czy śmiertelnikami. Zawsze, bez wyjątku." Powoli wyciągnęła rękę i dotknęła delikatnie mojego policzka. Ten gest... Tak znajomy, a prawie zapomniany. Poczułem parzące ciepło w miejscu, gdzie jej skóra dotykała mojej. Nagle stało się coś dziwnego. Szybko się odsunęła. Jej ręce... Jej ręce były pomarańczowe w czerwone pasy.
-Thorze, zauważyłam, że ostatnio wydajesz się być na mnie zły... Jeśli to przez moje głupie słowa o Jane to... Mogę cię tylko przeprosić i próbować pocieszyć. Wiesz ona i tak by umarła. Przecież nie żyłaby tak długo jak ty...
Thor znowu słysząc jak obrażam zmarłą wstał gwałtownie. Jego młot jednak upadł bezwładnie na stół. Odyn wstał od stołu.
-Jak śmiesz atakować tę młodą damę! W dodatku ma rację! Coraz bardziej uważam, że to Loki zasługuje na tron!
-CO?!- Thor był wściekły- Mam dość twych głupich decyzji!- wyszedł z sali. Za nim pobiegła jego przyszła narzeczona. Zaczęłam się zachowywać jak przerażona dziewczynka.
-Ja... ja nie chciałam ja...- zaczęłam szlochać. Odyn spojrzał na mnie łagodnie. Nie martw się. Jest ostatnio zdenerwowany. Martwię się o niego. Może zrobić coś głupiego.
Reszta uczty minęła w ciszy. Wstałam od stołu, podziękowałam i poszłam do komnat Lokiego. Czekał tam na mnie. Był zadowolony.
-Dobrze się spisałaś. Dzisiaj masz sprawdzian z iluzji, wiesz o tym?- uśmiechnęłam się do niego.
-Jakbym śmiała zapomnieć- lekko się pochyliłam parodiując ukłon. Jego uśmiech się poszerzył.
-Chodź za mną.
*Osoba trzecia*
Wszechojciec usiadł na podwójnym złotym łożu w swej komnacie. Westchnął ciężko. Tęsknił za żoną, którą zamordował mroczny elf. Była jego najważniejszą doradczynią i pocieszycielką. Wiedziała jak zająć się synami. Miała ogromne serce. Przyjęła kiedyś na dwór służącą, była 5-letnią dziewczynką. Miała na imię Sigyn... I jeszcze sprawa Sigyn! Wiedział, że to był jego błąd, lecz teraz miał już mniejsze poczucie winy. Przecież teraz...
Starzec usłyszał jak otwierają się drzwi do jego komnaty. Odwrócił się. Ostatnią rzeczą którą zobaczył, była broń miażdżąca mu kości i pozbawiająca życia. Potem była już ciemność i pamięć o tym, który to zrobił.
*Oczami Lokiego*
Gdy do mojej komnaty przyszli żołnierze miałem pewne podejrzenia, czy plan się udał. Jednak to co usłyszałem... To był szok. Szybko podążyłem do komnaty jednookiego władcy. Leżał na ziemi. Z jego ust ściekała strużka krwi. Król nie żył.
-Książę Loki, ty jedyny dysponujesz mocą zdolną przywołać ostatnie jego wspomnienia! Prosimy...- jedna ze służących spojrzała na mnie zielonymi oczyma. Szmaragdowymi. Bliźniaczo podobnymi do moich.
-Oczywiście. Mam zamiar pomścić śmierć ojca- zapewniłem. Podszedłem do ciała i położyłem dłonie na czole nieboszczyka. Było lodowato zimne. Skupiłem się. Z jego ust wystrzeliła wiązka światła. Wszyscy zobaczyli Thora celującego młotem w ojca.
-Chodźmy ! Trzeba złapać mordercę!- krzyknął wysoki czarnowłosy mężczyzna o lekko kobiecych rysach twarzy. Wszyscy się z nim zgodzili. Szliśmy po Thora.
*Oczami Samanty*
Kiedy ludzie wybiegli z sali przemieniłam się w siebie podeszłam do Lokiego. Miałam na sobie delikatną złoto-czarno-szmaragdową jedwabną suknię odsłaniającą część mojej prawej nogi. Taki strój pojawiał się u mnie po nałożeniu iluzji.
-Jak się spisałam?
-Byłaś niesamowita. Wręcz czarująca.
-Nie sil się na komplementy. Lepiej chodźmy, bo twój braciszek i moja siostrzyczka nawieją- przeteleportował nas do sali biesiadnej gdzie zebrał się lud. Podeszliśmy do Thora kłócącego się z mieszczanami i służącymi.
-Więzy!- wykrzyknął Loki. Thora spowiły potężne łańcuchy. Upadł na ziemię.
-Loki! To oszustwo! Nie wierz im!
-Thorze Odinsonie! Zostałeś oskarżony o zabicie Wszechojca Odyna! Nie mam sumienia cię zabić bracie...- posłał mu smutne spojrzenie- Skazuję cię na dożywotni pobyt w więzieniu!
Gromowładnego i jego nową dziewczynę przetransportowano do więzienia przy mojej i Lokiego pomocy. Pogrzeb wyznaczono na przyszły tydzień. Loki wyglądał na przybitego. Wieczorem odbyła się huczna uczta ku pamięci Odyna. Loki został natychmiastowo mianowany na następcę tronu.
Właśnie nowy król miał wznieść toast. Jedyne słowa jakie trudem wypadły z jego ust to:
-Umarł król- wypił zawartość kielicha. Uczyniłam to samo. Ulotniłam się z sali poszłam w stronę jednej z komnat. Dalej trzymałam do połowy wypełniony kielich z uczty. Oparłam się o złote drzwi. Nie czekałam długo. Pojawił się Loki. Uśmiechał się w swój sposób. Coraz bardziej lubiłam ten uśmiech. Zwiastował zwycięstwo. Uniosłam kielich w jego stronę.
-... niech żyje król!
*Oczami Lokiego*
Zdziwiła mnie jej obecność i zachowanie. Wiedziałem, że była przebiegła.
-Zgodnie z umową twoja siostra jest gotowa...
-Wiesz. Poza umową było to, że zostanę królową, o czym mnie nie poinformowałeś. Ale no cóż... jesteś na mnie skazany.
-Nawet nie znasz mojej natury.
-Bo jej nie pokazujesz.
Westchnąłem teatralnie. Jak chce, to niech ma!
-Chodź za mną.
W mojej komnacie stanąłem do niej twarzą w twarz. Zbliżyłem się. Zadrżała. Dalej pamiętała, co stało się ostatnio. Nachyliłem się nad nią.
-Czy boisz się potworów?- nie była w stanie wydusić z siebie słowa, więc tylko pokręciła przecząco głową- Nie? A powinnaś.
Zacząłem zmieniać się w moją naturalną formę. Moje ciało nabrało niebieskiej barwy. Oczy zabarwiły się na czerwono. Bił ode mnie chłód mocniejszy niż zwykle.
Zapamiętajcie moje słowa: "Kobieta zawsze was zaskoczy. Nie ważne czy jesteście bogami czy śmiertelnikami. Zawsze, bez wyjątku." Powoli wyciągnęła rękę i dotknęła delikatnie mojego policzka. Ten gest... Tak znajomy, a prawie zapomniany. Poczułem parzące ciepło w miejscu, gdzie jej skóra dotykała mojej. Nagle stało się coś dziwnego. Szybko się odsunęła. Jej ręce... Jej ręce były pomarańczowe w czerwone pasy.
sobota, 4 stycznia 2014
Rozdział 10- Sny to prawda
Na moje nieszczęście Loki nie zapomniał o postanowieniu uczenia mnie podstaw magii. Co prawda mnie to interesowało i byłam dość pojętną uczennicą [Ach ta skromność;)] Loki był jeszcze bardziej wymagającym nauczycielem.Z każdą nieudaną próbą rzucenia danego zaklęcia, patrzył na mnie jak na śmiecia. Była to skuteczna metoda, bo nie cierpię, gdy ktoś tak n mnie patrzy. O wydarzeniu z przed paru dni nie rozmawialiśmy. Powoli zaczynałam wierzyć, że mi się to śniło. W tym wypadku mogę uznać, że to był okropny koszmar.
Ale ci się podobało! moje serce nie dawało za wygraną.
Spadaj! To moje decyzje i moje życie!
Nie zadzieraj z kimś, kto ma pod kontrolą twój krwiobieg!
To się nie wcinaj!
Moje myśli zawzięcie się ze sobą kłóciły. Serce to jedno, rozsądek to drugie. Skutecznie wyłączyłam to pierwsze z dyskusji. Nie mam czasu ani głowy na takie myśli! Muszę się uczyć, denerwować Thora, pokazywać Odynowi jaką miłą i uprzejmą osobą jestem. Nawet nie znałam planu Lokiego. Bardzo możliwe, że ufałam mu, bo był do mnie w pewnym sensie podobny.
Tej nocy nie mogłam długo zasnąć. Zastanawiałam się nad zdziwieniem na twarzy Odyna kiedy pojawiłam się w pałacu. Miał coś powiedzieć, ale patrząc na adoptowanego syna, zmienił zdanie. Nie wiem o co mu chodziło. zamknęłam oczy pozwalając sobie na chwilę odpoczynku.
Spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Nie byłam sobą. Miałam długie, falowane włosy w kolorze ciemnej czekolady. Moja skóra zaś odcieniem przypominała czekoladą mleczną. Miałam czerwoną, lejącą się suknię, która odsłaniała moją nogę. Moje oczy były bardzo jasno zielone. Usłyszałam dzwonek. Rozejrzałam się wokoło. Byłam w jednej z komnat w Asgardzie. Usłyszałam dźwięk dzwonka. Coś kazało mi iść przed siebie. Poddałam się temu uczuciu. Nie miałam kontroli nad swoimi ruchami. Poszłam do kuchni. Tam na stole stała srebrna taca z jedzeniem i piciem. Było tam też nakrycie dla dwóch osób. Podniosłam tacę i zaczęłam kierować się w stronę jednej z komnat. Nie wiedziałam czemu, czułam się szczęśliwa. Rozejrzałam się. Już wiedziałam gdzie niosą mnie nogi. Szłam do komnat Lokiego. Stanęłam przed wielkimi drzwiami, które otworzyły się, nie wydając żadnego dźwięku. Jeśli się mocno skupiłam, słyszałam myśli osoby w której głowie się znajdowałam. Jednak kiedy przekroczyłam próg, wszystko ucichło. Lekko spuściłam głowę i patrzyłam w podłogę. Podeszłam do biurka, na którym położyłam przyniesiony posiłek. Usłyszałam szelest za plecami. Odwróciłam się. Poczułam na moim podbródku zimną dłoń. Lekko uniosłam głowę. Patrzyłam w twarz kłamcy, tylko... Wydawał się taki... Taki inny. Jego oczy przepełniała miłość. Pocałował mnie delikatnie. Oddałam pocałunek zgodnie z wolą mojego nowego ciała i umysłu.
-Cieszę się, że już jesteś- uśmiechnął się- Tęskniłem za tobą.
-Książę Loki, ja...-Z moich ust wydobył się słodki, spokojny głos.
-Tylko nie książę. Mówiliśmy już o tym. Dla mnie nie jesteś służącą.
-Loki...- spojrzałam mu w oczy- A jeśli twój ojciec, lub brat się dowiedzą?
-Po naszej stronie jest moja matka. Niczym się nie przejmuj. Wszystkim zajmę się ja, a w przyszłości będziemy mogli być razem bez problemu!
-Boję się. Nigdy nie chcę cię stracić.
-Nie martw się. Ja nie chcę tracić ciebie- lekko musnął mój policzek ustami- Kocham cię, Sigyn...
*Oczami Lokiego*
Muszę się przyznać, że tej nocy bałem się zasnąć. Mój plan szedł w jak najlepszym kierunku. Thor nienawidził Samanty, Odyn traktował ją jak najbliższą przyjaciółkę rodziny, a na mnie nikt nie zwracał uwagi. Więc czemu nie spałem?
Przepędziłem z głowy głupie myśli i zamknąłem oczy...
Piękna, ciemnowłosa kobieta stała obok mnie w sali tronowej. Sigyn... Przed tronem, na którym siedział Odyn stał malutki jeszcze wtedy wilczek i choć starszy, także młody wąż. Odyn odezwał się:
-Za wasze przyszłe winy, wy potwory, zostaniecie zgładzone. Zapobiegniemy śmierci mojej i mego pierworodnego syna.
Bogini wierności ni wytrzymała. Mimo moich protestów nie wytrzymała. Wybiegła przed oblicze Wszechojca i przytuliła zwierzęta.
-To tylko dzieci! Niczemu nie są winne! Co ci zrobiły, Wszechojcze?
-TY! Jak śmiesz mi przerywać! Jesteś zwykłą niewolnicą! Masz szczęście, że nie zabiłem cię za twoje relacje z księciem Lokim!
-Weź mnie, ale dzieci zostaw w spokoju- miałem krzyknąć, żeby się opanowała, wróciła i zajęła należne jej miejsce. Obok mnie- Loki-uśmiechnęła się łagodnie- Zajmij się nimi. Kochaj ich i pokaż im życie z jak najlepszej strony. Uśmiechaj się do nich. Tak rzadko się uśmiechasz...
Nie mogłem nic zrobić. Czas zwolnił. Nie mogłem się poruszyć. Wiązka światła wystrzeliła w stronę mojej ukochanej. Patrzyła na mnie z miłością wypisaną na twarzy. Szeptała coś.
-NIE!!!- krzyknąłem. Podbiegłem do bezwładnego ciała, do którego tulili się dwaj chłopcy. Zmienili się ze swych zwierzęcych postaci w kilkuletnich bogów. Szybko wyszeptałem wszystkie zaklęcia uzdrawiające. Jej dusza była jeszcze w ciele. Czułem to. Jednak nic nie mogłem zrobić... Chociaż... Wyszeptałem jeszcze jedną formułkę. Nie udało mi się. Jestem pewien. Płomyk życia zgasł. Po raz ostatni w życiu zapłakałem. Przytuliłem chłopców, a wieczorem usunąłem pamięć z tego dnia Fenowi. Mung nie chciał. Chciał pamiętać. Był tak podobny do mnie. Jego brat przypominał matkę. Odyn zrozumiał co zrobił. Wielokrotnie przepraszał. Wszyscy mi współczuli, ale współczucie nie przywróci jej życia. Stałem się bezwzględny. Tylko dla chłopców zachowałem śmiech.
Obudził mnie ból serca.
*Oczami Samanty*
Otworzyłam oczy. Ten sen... To tak jakbym widziała oczyma tej Sigyn. Skądś znałam to imię. Było mi znane, a zarazem tak odległe. Musiałam o to spytać trickstera. Musiał ją znać. Wręcz pokusiłabym się o inne określenie jego uczuć (on ma uczucia o.O) do ciemnowłosej.
Moja nadzieja na uzyskanie odpowiedzi rozwiała się, gdy przyszłam do komnat kłamcy na naukę magii. Wyglądał, jakby miał coś wysadzić w powietrze. Niepewnie usiadłam obok niego przy biurku. Spojrzał na mnie przelotnie. Wbiłam wzrok w podłogę. Nie chciałam patrzeć w jego szmaragdowe oczy. Czułam jak wwierca się we mnie spojrzeniem.
-Mamy zaproszenie. Idziemy na wielką wieczerzę Odyna.
-Rozumiem.
-To najważniejsze wydarzenie, jeśli chodzi o mój plan. Teraz omówimy, co masz robić...
Ale ci się podobało! moje serce nie dawało za wygraną.
Spadaj! To moje decyzje i moje życie!
Nie zadzieraj z kimś, kto ma pod kontrolą twój krwiobieg!
To się nie wcinaj!
Moje myśli zawzięcie się ze sobą kłóciły. Serce to jedno, rozsądek to drugie. Skutecznie wyłączyłam to pierwsze z dyskusji. Nie mam czasu ani głowy na takie myśli! Muszę się uczyć, denerwować Thora, pokazywać Odynowi jaką miłą i uprzejmą osobą jestem. Nawet nie znałam planu Lokiego. Bardzo możliwe, że ufałam mu, bo był do mnie w pewnym sensie podobny.
Tej nocy nie mogłam długo zasnąć. Zastanawiałam się nad zdziwieniem na twarzy Odyna kiedy pojawiłam się w pałacu. Miał coś powiedzieć, ale patrząc na adoptowanego syna, zmienił zdanie. Nie wiem o co mu chodziło. zamknęłam oczy pozwalając sobie na chwilę odpoczynku.
Spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Nie byłam sobą. Miałam długie, falowane włosy w kolorze ciemnej czekolady. Moja skóra zaś odcieniem przypominała czekoladą mleczną. Miałam czerwoną, lejącą się suknię, która odsłaniała moją nogę. Moje oczy były bardzo jasno zielone. Usłyszałam dzwonek. Rozejrzałam się wokoło. Byłam w jednej z komnat w Asgardzie. Usłyszałam dźwięk dzwonka. Coś kazało mi iść przed siebie. Poddałam się temu uczuciu. Nie miałam kontroli nad swoimi ruchami. Poszłam do kuchni. Tam na stole stała srebrna taca z jedzeniem i piciem. Było tam też nakrycie dla dwóch osób. Podniosłam tacę i zaczęłam kierować się w stronę jednej z komnat. Nie wiedziałam czemu, czułam się szczęśliwa. Rozejrzałam się. Już wiedziałam gdzie niosą mnie nogi. Szłam do komnat Lokiego. Stanęłam przed wielkimi drzwiami, które otworzyły się, nie wydając żadnego dźwięku. Jeśli się mocno skupiłam, słyszałam myśli osoby w której głowie się znajdowałam. Jednak kiedy przekroczyłam próg, wszystko ucichło. Lekko spuściłam głowę i patrzyłam w podłogę. Podeszłam do biurka, na którym położyłam przyniesiony posiłek. Usłyszałam szelest za plecami. Odwróciłam się. Poczułam na moim podbródku zimną dłoń. Lekko uniosłam głowę. Patrzyłam w twarz kłamcy, tylko... Wydawał się taki... Taki inny. Jego oczy przepełniała miłość. Pocałował mnie delikatnie. Oddałam pocałunek zgodnie z wolą mojego nowego ciała i umysłu.
-Cieszę się, że już jesteś- uśmiechnął się- Tęskniłem za tobą.
-Książę Loki, ja...-Z moich ust wydobył się słodki, spokojny głos.
-Tylko nie książę. Mówiliśmy już o tym. Dla mnie nie jesteś służącą.
-Loki...- spojrzałam mu w oczy- A jeśli twój ojciec, lub brat się dowiedzą?
-Po naszej stronie jest moja matka. Niczym się nie przejmuj. Wszystkim zajmę się ja, a w przyszłości będziemy mogli być razem bez problemu!
-Boję się. Nigdy nie chcę cię stracić.
-Nie martw się. Ja nie chcę tracić ciebie- lekko musnął mój policzek ustami- Kocham cię, Sigyn...
*Oczami Lokiego*
Muszę się przyznać, że tej nocy bałem się zasnąć. Mój plan szedł w jak najlepszym kierunku. Thor nienawidził Samanty, Odyn traktował ją jak najbliższą przyjaciółkę rodziny, a na mnie nikt nie zwracał uwagi. Więc czemu nie spałem?
Przepędziłem z głowy głupie myśli i zamknąłem oczy...
Piękna, ciemnowłosa kobieta stała obok mnie w sali tronowej. Sigyn... Przed tronem, na którym siedział Odyn stał malutki jeszcze wtedy wilczek i choć starszy, także młody wąż. Odyn odezwał się:
-Za wasze przyszłe winy, wy potwory, zostaniecie zgładzone. Zapobiegniemy śmierci mojej i mego pierworodnego syna.
Bogini wierności ni wytrzymała. Mimo moich protestów nie wytrzymała. Wybiegła przed oblicze Wszechojca i przytuliła zwierzęta.
-To tylko dzieci! Niczemu nie są winne! Co ci zrobiły, Wszechojcze?
-TY! Jak śmiesz mi przerywać! Jesteś zwykłą niewolnicą! Masz szczęście, że nie zabiłem cię za twoje relacje z księciem Lokim!
-Weź mnie, ale dzieci zostaw w spokoju- miałem krzyknąć, żeby się opanowała, wróciła i zajęła należne jej miejsce. Obok mnie- Loki-uśmiechnęła się łagodnie- Zajmij się nimi. Kochaj ich i pokaż im życie z jak najlepszej strony. Uśmiechaj się do nich. Tak rzadko się uśmiechasz...
Nie mogłem nic zrobić. Czas zwolnił. Nie mogłem się poruszyć. Wiązka światła wystrzeliła w stronę mojej ukochanej. Patrzyła na mnie z miłością wypisaną na twarzy. Szeptała coś.
-NIE!!!- krzyknąłem. Podbiegłem do bezwładnego ciała, do którego tulili się dwaj chłopcy. Zmienili się ze swych zwierzęcych postaci w kilkuletnich bogów. Szybko wyszeptałem wszystkie zaklęcia uzdrawiające. Jej dusza była jeszcze w ciele. Czułem to. Jednak nic nie mogłem zrobić... Chociaż... Wyszeptałem jeszcze jedną formułkę. Nie udało mi się. Jestem pewien. Płomyk życia zgasł. Po raz ostatni w życiu zapłakałem. Przytuliłem chłopców, a wieczorem usunąłem pamięć z tego dnia Fenowi. Mung nie chciał. Chciał pamiętać. Był tak podobny do mnie. Jego brat przypominał matkę. Odyn zrozumiał co zrobił. Wielokrotnie przepraszał. Wszyscy mi współczuli, ale współczucie nie przywróci jej życia. Stałem się bezwzględny. Tylko dla chłopców zachowałem śmiech.
Obudził mnie ból serca.
*Oczami Samanty*
Otworzyłam oczy. Ten sen... To tak jakbym widziała oczyma tej Sigyn. Skądś znałam to imię. Było mi znane, a zarazem tak odległe. Musiałam o to spytać trickstera. Musiał ją znać. Wręcz pokusiłabym się o inne określenie jego uczuć (on ma uczucia o.O) do ciemnowłosej.
Moja nadzieja na uzyskanie odpowiedzi rozwiała się, gdy przyszłam do komnat kłamcy na naukę magii. Wyglądał, jakby miał coś wysadzić w powietrze. Niepewnie usiadłam obok niego przy biurku. Spojrzał na mnie przelotnie. Wbiłam wzrok w podłogę. Nie chciałam patrzeć w jego szmaragdowe oczy. Czułam jak wwierca się we mnie spojrzeniem.
-Mamy zaproszenie. Idziemy na wielką wieczerzę Odyna.
-Rozumiem.
-To najważniejsze wydarzenie, jeśli chodzi o mój plan. Teraz omówimy, co masz robić...
Subskrybuj:
Posty (Atom)