sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 10- Sny to prawda

     Na moje nieszczęście Loki nie zapomniał o postanowieniu uczenia mnie podstaw magii. Co prawda mnie to interesowało i byłam dość pojętną uczennicą [Ach ta skromność;)] Loki był jeszcze bardziej wymagającym nauczycielem.Z każdą nieudaną próbą rzucenia danego zaklęcia, patrzył na mnie jak na śmiecia. Była to skuteczna metoda, bo nie cierpię, gdy ktoś tak n mnie patrzy. O wydarzeniu z przed paru dni nie rozmawialiśmy. Powoli zaczynałam wierzyć, że mi się to śniło. W tym wypadku mogę uznać, że to był okropny koszmar.
    Ale ci się podobało! moje serce nie dawało za wygraną.
Spadaj! To moje decyzje i moje życie!
Nie zadzieraj z kimś, kto ma pod kontrolą twój krwiobieg!
To się nie wcinaj!
Moje myśli zawzięcie się ze sobą kłóciły. Serce to jedno, rozsądek to drugie. Skutecznie wyłączyłam to pierwsze z dyskusji. Nie mam czasu ani głowy na takie myśli! Muszę się uczyć, denerwować Thora, pokazywać Odynowi jaką miłą i uprzejmą osobą jestem. Nawet nie znałam planu Lokiego. Bardzo możliwe, że ufałam mu, bo był do mnie w pewnym sensie podobny.
       Tej nocy nie mogłam długo zasnąć. Zastanawiałam się nad zdziwieniem na twarzy Odyna kiedy pojawiłam się w pałacu. Miał coś powiedzieć, ale patrząc na adoptowanego syna, zmienił zdanie. Nie wiem o co mu chodziło. zamknęłam oczy pozwalając sobie na chwilę odpoczynku.
      Spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Nie byłam sobą. Miałam długie, falowane włosy w kolorze ciemnej czekolady. Moja skóra zaś odcieniem przypominała czekoladą mleczną. Miałam czerwoną, lejącą się suknię, która odsłaniała moją nogę. Moje oczy były bardzo jasno zielone. Usłyszałam dzwonek. Rozejrzałam się wokoło. Byłam w jednej z komnat w Asgardzie. Usłyszałam dźwięk dzwonka. Coś kazało mi iść przed siebie. Poddałam się temu uczuciu. Nie miałam kontroli nad swoimi ruchami. Poszłam do kuchni. Tam na stole stała srebrna taca z jedzeniem i piciem. Było tam też nakrycie dla dwóch osób. Podniosłam tacę i zaczęłam kierować się w stronę jednej z komnat. Nie wiedziałam czemu, czułam się szczęśliwa. Rozejrzałam się. Już wiedziałam gdzie niosą mnie nogi. Szłam do komnat Lokiego. Stanęłam przed wielkimi drzwiami, które otworzyły się, nie wydając żadnego dźwięku. Jeśli się mocno skupiłam, słyszałam myśli osoby w której głowie się znajdowałam. Jednak kiedy przekroczyłam próg, wszystko ucichło. Lekko spuściłam głowę i patrzyłam w podłogę. Podeszłam do biurka, na którym położyłam przyniesiony posiłek. Usłyszałam szelest za plecami. Odwróciłam się. Poczułam na moim podbródku zimną dłoń. Lekko uniosłam głowę. Patrzyłam w twarz kłamcy, tylko... Wydawał się taki... Taki inny. Jego oczy przepełniała miłość. Pocałował mnie delikatnie. Oddałam pocałunek zgodnie z wolą mojego nowego ciała i umysłu.
-Cieszę się, że już jesteś- uśmiechnął się- Tęskniłem za tobą.
-Książę Loki, ja...-Z moich ust wydobył się słodki, spokojny głos.
-Tylko nie książę. Mówiliśmy już o tym. Dla mnie nie jesteś służącą. 
-Loki...- spojrzałam mu w oczy- A jeśli twój ojciec, lub brat się dowiedzą?
-Po naszej stronie jest moja matka. Niczym się nie przejmuj. Wszystkim zajmę się ja, a w przyszłości będziemy mogli być razem bez problemu!
-Boję się. Nigdy nie chcę cię stracić.
-Nie martw się. Ja nie chcę tracić ciebie- lekko musnął mój policzek ustami- Kocham cię, Sigyn...

                                                               *Oczami Lokiego*

       Muszę się przyznać, że tej nocy bałem się zasnąć. Mój plan szedł w jak najlepszym kierunku. Thor nienawidził Samanty, Odyn traktował ją jak najbliższą przyjaciółkę rodziny, a na mnie nikt nie zwracał uwagi. Więc czemu nie spałem?
      Przepędziłem z głowy głupie myśli i zamknąłem oczy...
   Piękna, ciemnowłosa kobieta stała obok mnie w sali tronowej. Sigyn... Przed tronem, na którym siedział Odyn stał malutki jeszcze wtedy wilczek i choć starszy, także młody wąż. Odyn odezwał się:
-Za wasze przyszłe winy, wy potwory, zostaniecie zgładzone. Zapobiegniemy śmierci mojej i mego pierworodnego syna. 
 Bogini wierności ni wytrzymała. Mimo moich protestów nie wytrzymała. Wybiegła przed oblicze Wszechojca i przytuliła zwierzęta.
-To tylko dzieci! Niczemu nie są winne! Co ci zrobiły, Wszechojcze?
-TY! Jak śmiesz mi przerywać! Jesteś zwykłą niewolnicą! Masz szczęście, że nie zabiłem cię za twoje relacje z księciem Lokim!
-Weź mnie, ale dzieci zostaw w spokoju- miałem krzyknąć, żeby się opanowała, wróciła i zajęła należne jej miejsce. Obok mnie- Loki-uśmiechnęła się łagodnie- Zajmij się nimi. Kochaj ich i pokaż im życie z jak najlepszej strony. Uśmiechaj się do nich. Tak rzadko się uśmiechasz...
Nie mogłem nic zrobić. Czas zwolnił. Nie mogłem się poruszyć. Wiązka światła wystrzeliła w stronę mojej ukochanej. Patrzyła na mnie z miłością wypisaną na twarzy. Szeptała coś. 
-NIE!!!- krzyknąłem. Podbiegłem do bezwładnego ciała, do którego tulili się dwaj chłopcy. Zmienili się ze swych zwierzęcych postaci w kilkuletnich bogów. Szybko wyszeptałem wszystkie zaklęcia uzdrawiające. Jej dusza była jeszcze w ciele. Czułem to. Jednak nic nie mogłem zrobić... Chociaż... Wyszeptałem jeszcze jedną formułkę. Nie udało mi się. Jestem pewien. Płomyk życia zgasł. Po raz ostatni w życiu zapłakałem. Przytuliłem chłopców, a wieczorem usunąłem pamięć z tego dnia Fenowi. Mung nie chciał. Chciał pamiętać. Był tak podobny do mnie. Jego brat przypominał matkę. Odyn zrozumiał co zrobił. Wielokrotnie przepraszał. Wszyscy mi współczuli, ale współczucie nie przywróci jej życia. Stałem się bezwzględny.  Tylko dla chłopców zachowałem śmiech. 
       Obudził mnie ból serca.

                                                                       *Oczami Samanty*

      Otworzyłam oczy. Ten sen... To tak jakbym widziała oczyma tej Sigyn. Skądś znałam to imię. Było mi znane, a zarazem tak odległe. Musiałam o to spytać trickstera. Musiał ją znać. Wręcz pokusiłabym się o inne określenie jego uczuć (on ma uczucia o.O) do ciemnowłosej.
       Moja nadzieja na uzyskanie odpowiedzi rozwiała się, gdy przyszłam do komnat kłamcy na naukę magii. Wyglądał, jakby miał coś wysadzić w powietrze. Niepewnie usiadłam obok niego przy biurku. Spojrzał na mnie przelotnie. Wbiłam wzrok w podłogę. Nie chciałam patrzeć w jego szmaragdowe oczy. Czułam jak wwierca się we mnie spojrzeniem.
-Mamy zaproszenie. Idziemy na wielką wieczerzę Odyna.
-Rozumiem.
-To najważniejsze wydarzenie, jeśli chodzi o mój plan. Teraz omówimy, co masz robić...

2 komentarze:

  1. To teraz rozumiem czemu w tytule jest ,, Loki and Sigyn" a bochaterką jest Samanta. A może jw mam takie opóźnone rozumowanie... A teraz pisz dalej, bo chcę poznać plan Lokiego :P
    Pozdrawiam
    Margaret :*

    OdpowiedzUsuń
  2. "Spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Nie byłam sobą. Miałam długie, falowane włosy w kolorze ciemnej czekolady. Moja skóra zaś odcieniem przypominała czekoladą mleczną." --- odnosnie tego opisu, gdzies wczesniej miała ciemne i o ile się nie mylę czarne włosy, albo coś mi się już myli.

    Co do opowiadania, było do przewidzenia kim jest, ale to wyklucza lustro o którym piszesz....hmmm....wpadniesz w pułapkę własngo pisania

    OdpowiedzUsuń