środa, 27 listopada 2013

Rozdział 2- Przebudzenie

Ale was tu dużo było:))) Awwww... Widzę, że nie tylko ja kocham Lokiego świrniętą miłością! Zapraszam więc na nowy rozdział. (Robię mały eksperyment z kolorem tekstu. Piszcie w komentarzach czy może być.)


ROZDZIAŁ 2- Przebudzenie
Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na miękkim łóżku. W miejscu w którym się znajdowałam było ciemno. Jedynym źródłem światła było światło wpadające przez szparę w drzwiach. Jak najciszej wstałam i podeszłam do nich. Zorientowałam się, że jestem teraz w moim domu. Nie pamiętałam nic od momentu, gdy poczułam ten przeszywający ból. Na samo jego wspomnienie przeszły mnie ciarki. Z kuchni dobiegały podniesione głosy moich rodziców. Wiedziałam, że kiedy mnie zauważą przestaną się kłócić i nie dowiem się o co chodziło. Jedyne co mi groziło to fakt, że moja rodzicielka mnie nienawidzi i wykorzystałaby sytuację przeciwko mnie.
 Ale co mnie to obchodzi…
-…powinna się o tym dowiedzieć! Całe życie nie mieliśmy odwagi jej się  przyznać! Wiesz jak ona się czuje, kiedy codziennie patrzy w lustro z myślą, że tu nie pasuje?!- nigdy nie widziałam ojca tak zdenerwowanego. Wiedziałam, że mówił o mnie. Wiele razy zwierzałam mu się z poczucia niesprawiedliwości świata. Z tego, że nienawidzę wszystkich naokoło.
-Nie! Nigdy nie dowie się prawdy! Jest nam potrzebna…
-Po co?  Żebyś miała na kim się wyżywać? Tak, właśnie to robisz. Jej matka nam ufała, prosiła, byśmy ją dobrze wychowali, bo ona nie może tego zrobić! Ty to ignorujesz! Myślisz, że Samanta nie ma uczuć?! Mylisz się! Ona tylko udaje i kłamie! Nikt się nie orientuje, bo trzeba jej przyznać, że opanowała to do perfekcji. Jak widać jej przeznaczenie robi swoje…
-Nie chcę o tym więcej słyszeć! Wystarczy, że ON wszedł do naszego domu! I nie wiesz, ile miłości trzeba, by tak jej nienawidzić!
Ojciec wyszedł z kuchni trzaskając drzwiami ich sypialni.
    A ja? Nie mogę powiedzieć, że przyjęłam to ze spokojem. Z całej zawiłej rozmowy zrozumiałam jedno: Nie. Jestem. Ich. Córką. Niewiele myśląc wpadłam do kuchni
-I co?! Musiałam podsłuchiwać, żeby się dowiedzieć?! Że dlatego zawsze kochałaś tylko Angelice?! Że dlatego tak bardzo do was nie pasuję?!- nie czekałam na odpowiedź i popędziłam do pokoju.
     Po dwóch godzinach, tak jak się spodziewałam do pokoju weszła moja mat… ta kobieta, sprawdzając, czy śpię. Upewniwszy się co do tego wyszła z pokoju. Tylko na to czekałam. Zaczęłam szybko się pakować. Kiedy zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy spojrzałam na pokój. To w nim spędziłam całe wakacje. To była kara za wpakowanie Angelicy w kłopoty. 
Przynajmniej wiem czemu zawsze była taka surowa.
Mój wzrok powędrował na biurko. Zostawiłam tam tylko jeden rysunek. To był portret przedstawiający mojego… Tak, on w tej rodzinie był jedyną bliską mi osobą. To był mój ojciec. Napisałam na tej kartce powody, dla których ich opuszczam. Zakończyłam zdaniem "Poza osobą z tego portretu, nienawidzę każdego członka tej rodziny". Uznałam, że należy im się ta szczerość. Kiedy byłam przy drzwiach wyjściowych, poczułam rękę na ramieniu. 
-Wiem, że nie zmienię twego zdania, ale przemyśl to jeszcze. Twa matka…
-Ona nie jest moją matką!
-Ta kobieta cię kocha, tylko nie potrafi tego okazać. Kiedy nas opuścisz nie będziemy mogli cię chronić przed światem.
-Nie potrzebuję ochrony. Potrzebuję wolności i prawdy.
-Czemu żądasz prawdy, tak rzadko sama ją dając?
-Nie chcę się z tobą kłócić. Żegnaj.
-Do zobaczenia Samanto.
     Pierwszym miejscem do którego poszłam, był park. Chciałam usiąść na ławce i chwile pomyśleć co dalej. O ile zawsze wszystkie moje czyny były przemyślane i logiczne, to teraz nie wiedziałam co zrobić. W pewnym momencie słyszałam, że ktoś idzie przez park. O godzinie drugiej nad ranem nikogo się tu nie spodziewałam, a jakaś osoba zawsze mogła oznaczać kłopoty. 
-Samanto, co robisz tu o takiej nienormalnej godzinie?
O nie, tylko nie teraz…- pomyślałam, gdy do mych uszu dotarł głos tej żmii. Mianowicie była to Casandra, największa tapeta jaką miałam przyjemność poznać.
-Mogłabym cię spytać o to samo.
-Ojoj, zawsze wiedziałam, że nie jesteś zbyt miła. Jeśli cię to interesuje to odpowiem na twoje pytanie. Poluję. Na kogo, spytasz? Na… CIEBIE!- Kiedy to mówiła, jej ciało zaczęło bulgotać i poczęła zmieniać się w najbardziej odrażającego stwora, jakiego widziałam. Miała tułów węża, dwie gadzie odnogi zakończone pożółkłymi pazurami. Jej łeb przypominał łeb smoka, rodem z łodzi wikingów… chociaż nie, ona była obrzydliwa, a nie majestatyczna.
-Co do…- nie dane mi było dokończyć, gdyż poczwara rzuciła się na mnie. Wszystko wydarzyło się w przeciągu paru sekund. Sięgnęłam do kieszeni, w której miałam moje noże do rzucania. Wiem, że to dziwne, lecz były jedną z pierwszych rzeczy jakie spakowałam. Chwyciłam pierwszy i pod nosem wyszeptałam parę słów których sensu nie rozumiałam. Moja broń zapłonęła zielonym płomieniem. Wtedy rzuciłam nią w bestię. Ta nie była najwyraźniej przygotowana na taki obrót sprawy i kiedy ostrze wbiło się tam, gdzie powinna mieć serce, zaczęła syczeć i rozpadła się w proch. Wstrząśnięta zabrałam nóż z ziemi i z powrotem usiadłam na ławce. 
       Siedziałam tam z pięć minut, gdy poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Podskoczyłam wystraszona. Michael, który usiadł obok mnie uniósł  brwi rozbawiony.
-Hej. Sory, że cię tak przeraziłem.
-Nie przeraziłeś. Po prostu byłam zaskoczona.
-Chcesz się przejść?- Nie miałam ni lepszego do roboty, przystałam na propozycję i ruszyliśmy wolnym krokiem boczną aleją parku. Szliśmy w ciszy, a każde z  nas myślało o czymś innym.
Nie muszę być już miła. I tak nie mogę go wykorzystać.
A nie możesz być miła bez powodu?
Mogę, tylko po co?
Gdyby było po co było by z powodem.
Może przyda mi się w przyszłości?
Tak też można
Michael przerwał moje intensywne rozmyślanie na jego temat.
-Dobrze się czujesz? Wczoraj trochę się przestraszyłem. Nagle zasłabłaś. Dobrze, że cię zauważyłem.
-To byłeś ty? No tak. Mogłam się domyśleć. 
-Kiedy przyniosłem cię do domu, twoi rodzice wyglądali na zaniepokojonych
Przypomniałam sobie fragment kłótni ludzi którzy mnie wychowali:
Po co?  Żebyś miała na kim się wyżywać? Tak, właśnie to robisz. Jej matka nam ufała, prosiła, byśmy ją dobrze wychowali, bo ona nie może tego zrobić! Ty to ignorujesz! Myślisz, że Samanta nie ma uczuć?! Mylisz się! Ona tylko udaje i kłamie! Nikt się nie orientuje, bo trzeba jej przyznać, że opanowała to do perfekcji. Jak widać jej przeznaczenie robi swoje…
Nie chcę o tym więcej słyszeć! Wystarczy, że ON wszedł do naszego domu!
Coś mi tu nie pasowało. Czyżby to Michael był tajemniczym kimś? Musiałam to sprawdzić…
-Mam pytanie.
-Pytaj śmiało- chyba po raz pierwszy odkąd go poznałam szczerze się uśmiechnął. Muszę przyznać, że miał piękne, białe z…
Stop! Przestań tak myśleć!!!  

-Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?

<DUM DUM DUM DUM!!!> Zostawiam was w niepewności ;P

3 komentarze:

  1. I. Hate. You. -.-
    Nie wolno kończyć w takim momencie!
    Jednak to, że bohaterka umie rzucać nożami i miała je w kieszeni… to psuje całą fabułę i efekt. Od razu zniechęca, pokazuje, że bohaterka to dosłownie nienormalny koksu… nie lepiej by było, gdyby po prostu nagle z jej dłoni wystrzelił zielony płomień? Byłoby to normalniejsze niż fakt, że wyjmuje ona nóż do rzucania, on zaczyna z płonąć (czy coś tam) i od razu zabija poczwarę, po za tym - za krótka i niezbyt realna walka. A po za tym (wiem, powtórzenie) to fajny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zawsze wiadomo co kto kiedy mówi....hmm...wiecej opisu nie koncentruj się na zawarciu wszystkiego w dialogach bo opowiadanie na tym później ucierpi


    Ogólnie ciekawie

    OdpowiedzUsuń