czwartek, 10 marca 2016

Rozdział 23- Światło w tunelu

                                                                      *Sigyn*

   Loki dziwnie się zachowywał. Spojrzałam na niego i zawołałam po imieniu. Spojrzał na mnie jakby dopiero co się obudził. W tym samym momencie do komnaty wpadł strażnik.
-Panie. Mam ważne wieści z Jotunheimu.
-Tak?- spytał Loki, wyraźnie poirytowany. Nie umie udawać kiedy jest z nami.
-Ich władca powrócił. Laufey żyje- poczułam chłód, który rozchodził się powoli po moim ciele. Laufey... Biologiczny ojciec mojego męża... Spojrzałam na niego zaniepokojona. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Dla jasności, to oznacza, że jest bardzo źle. Położyłam mu dłoń na ramieniu. Był cały spięty, jak dzikie zwierzę gotujące się do ataku.
-Zrozumiałem. Zarządź spotkanie wszystkich bogów. Najszybciej jak to możliwe.
   Siedziałam obok niego w sali tronowej Asgardu. Jako jego królowa. Tak jak zawsze tego chciał. Odziana w szaty w jego kolorach wyglądałam tak jakbym była na należnym mi miejscu. Ale to nie ja. Ja wolałabym być razem z całą rodziną na spacerze, lub pomagać moim dawnym przyjaciółkom w kuchni. Tutaj obserwowali mnie ci, którzy lata temu traktowali mnie jak niewolnicę. Ci którzy się za mną nie wstawili. I to najgorszy z nich okazał się moim wybawcą. To zabawne, jak niesamowite dwie historie miłosne mam z jedną osobą. Obróciłam się i na niego spojrzałam. Prawdziwy król. Rozsiadł się wygodnie na tronie, a jego wzrok błądził po zebranych bogach. Próbował się zorientować czy ktoś już wie. Jestem tego pewna. Znam go nie od dziś. Znam nie jedną jego twarz. Całe jego życie i półtora mojego życia. Właśnie... Czy to się liczy jako dwa? Nie wiem. Zamknęłam oczy i skupiłam się na źródle mojej mocy. To coś jak serce i dusza i w ogóle wszystko, cała nasza esencja w jednym. Moja była niejednolita. Czerwień mieszała się chaotycznie z zielenią. Było tam coś co iskrzyło, ale nie mogłam tego dotknąć. Potrzebuję czasu. Dużo czasu. Muszę to wszystko pozbierać. Sięgnęłam poza moje ciało. Esencje wszystkich bogów były naokoło mnie. Mieniące się, ale wszystkie jednolite. Jak zwykle nie pasuję, huh? Nie przejmuję się już tym. Spojrzałam na esencję Lokiego. Była jaśniejsza niż kiedyś, ale niepokoiła mnie mała ciemna plamka ukryta gdzieś w zapomnianych zakątkach duszy. Ukrywał coś. Nie lubię jak coś ukrywa. Zawsze kończy się to źle i dla mnie i dla niego. Obserwowałam wszystko co dzieje się na sali mając zamknięte oczy. Słuchałam kłótni. Loki milczał i słuchał. A ja? Ja już wiedziałam co zrobić. Moja ludzka strona nauczyła mnie, że i ja potrafię się odezwać. Wstałam ze swojego miejsca i otworzyłam oczy.
-Pojedziemy do Jotunheimu. Jeśli Laufey wrócił, będziemy musieli z nim porozmawiać- wszyscy na mnie patrzyli. Wplotłam w tą przemowę magię, więc wszyscy byli pozytywnie nastawieni. Tyko nie jedna osoba. Przemówił po raz pierwszy.
-Tak. Pojadę. Tak planowałem to rozegrać od początku. Ale ty tu zostajesz.
-To załatwimy między sobą skarbie- puściłam mu oko- Spotkanie uznaję za zakończone. Dziękuję wam za przybycie.
-Niech wieść się niesie po dziewięciu światach, że nasza więź została wzmocniona- usłyszałam tradycyjną odpowiedź. Loki nie miał już prawa głosu. Ups. Trudno. Załatwimy to sami.



                                                                              ***

    Wracałam powoli do swojej prywatnej komnaty, kiedy usłyszałam echo czyichś kroków. Zwolniłam i poczekałam, aż Loki do mnie dołączy. Zamiast zwolnić i iść obok mnie złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć za sobą.
-Coś się stało skarbie- zapytałam, udając, że nie wiem o co chodzi.
-Uduszę cię kiedyś Sigyn- odpowiedział mi tylko.
-Ale o co ci chodzi? Ktoś musiał rozwiązać ten problem...- przestałam mówić, gdy poczułam jak zaciska swoją dłoń na mojej i się zatrzymuje. Przyciągnął mnie do siebie.
-Tak ma być? To ty masz je rozwiązywać? Pamiętaj, że dalej to ja rządzę. A może to ty wolałabyś rządzić? Tak? Wielka królowa Sigyn?!- skuliłam się kiedy zaczął podnosić głos. Nagle zrobiło się cicho. Poczułam jego rękę na policzku- Sigyn... Spójrz na mnie...- powiedział szeptem. Czułam jego oddech na moim uchu- Przepraszam cię. Bardzo przepraszam. Jest... To po prostu dla mnie dużo...- spojrzałam w jego oczy. Nie stał przede mną król. W jego miejscu stał zagubiony chłopiec, który znowu coś zmalował. Który raz widzę taki wyraz twarzy? Przytuliłam go i pozwoliłam mu schować twarz w moich włosach. Skupiłam się i przemieściłam nas do mojej komnaty.
-Nikt cie tu nie zobaczy- powiedziałam łagodnie- Nie musisz już udawać- Loki się odsunął. Spojrzał mi prosto w oczy a ja zobaczyłam wszystko. Nawet jeśli nie znał ojca, to chciał wiedzieć dlaczego. Dlaczego go porzucił? Czemu nikt nigdy nic mu nie powiedział?
-Nie wiem co mam zrobić... Chciałbym móc z nim normalnie porozmawiać, ale nie ma takiej szansy. Jesteśmy teraz po dwóch stronach. Zawsze byliśmy.
-Będzie okazja. Właśnie dlatego jadę z tobą. Żeby ci w tym wszystkim pomóc. Ale nie możesz wstydzić się tego kim jesteś, dobrze?
-Ale...
-Loki. Ja jestem taka sama- zmieniłam swoją postać. Moja skóra się rozgrzała. Dotknęłam jego dłoni, która od razu zrobiła się niebieska. Czerwone oczy się we mnie wwiercały.
-Ja już nie wiem czego chcę- powiedział głosem pewniejszym niż przed chwilą- Wiem tylko jedno. Chcę, żebyś zawsze była obok. Do końca świata...

                                                                         *Lex*

    Otworzyłam powoli oczy.
-..ex! Lex! Nareszcie się obudziłaś- poczułam jak ktoś mnie do siebie przyciska. Co się... dzieje? Chce mi się pić. Powtórzyłam to na głos. Od razu zostałam położona i sekundę później ktoś podał mi szklankę- Jak się czujesz?- znowu ten głos. Skupiłam się. A przynajmniej próbowałam. Na razie woda paliła moje suche gardło. Spróbowałam po raz drugi. Siedziałam w pokoju, który znałam . W swoim wakacyjnym pokoju. Dobrze. Tyle wiem. Kto siedzi obok? Para błękitno szarych oczu wpatrywała się we mnie ze zmartwieniem. Bucky... Wspomnienia uderzyły mnie z porażającą siłą. Próbowałam wstać, ale zakręciło mi się w głowie.
-Ile spałam?- zapytałam na tyle głośno, żeby mógł mnie dobrze zrozumieć.
-Całe 28 godzin- kiedy to usłyszałam zaklęłam. Miałam dużo rzeczy do zrobienia, a czas był moim wrogiem- Lex, powiedz mi proszę jak się czujesz.
-Jest ok. Nie przejmuj się tym- machnęłam ręką, ale wyraz jego twarzy się zmienił.
-Jak mam się nie przejmować? Doprowadziłem cię do takiego stanu. Powinnaś była mnie wydać agentom...
-Nie- przerwałam mu- Nie powinnam była i nie zrobię tego. Ty też tego nie zrobisz. Ta sytuacja to moja wina. To ja zaciągnęłam cię do tego miejsca, wiedząc co tu się stało- kiedy skończyłam zdanie Bucky nie patrzył mi już w oczy. Podłoga wydała mu się zapewne ciekawsza.
-Czemu tak upierasz się, żeby mi ufać? To nie ma sensu... Dlaczego to wszystko robisz dla kogoś, kogo ledwo znasz?- zapytał cicho. Usiadłam na łóżku i nachyliłam się w jego stronę. Przytuliłam go.
-Sama nie wiem. Po prostu cię rozumiem. Ufam ci bardziej niż S.H.I.E.L.D czy HYDRZE, bo sam jesteś w tym tak samo zagubiony jak ja. Jeśli będziemy trzymać się razem, to będzie dobrze- uśmiechnęłam się. Odwzajemnił uśmiech.
-Dziękuję- wyszeptał. Chwile siedzieliśmy tak w milczeniu, ale Bucky wstał i poszedł do kuchni, żeby przygotować coś do jedzenia. Przerażona faktem, że może to skończyć się tak samo jak w moim mieszkaniu zaoferowałam mu pomoc, ale obiecał, że będzie uważał.
-Ale jak lepiej się poczuję to możemy ugotować coś razem?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Obiecuję, że kiedyś razem coś ugotujemy. Zgoda?
-Zgoda. To ważna obietnica.
-Najważniejsza- przytaknął i wyszedł z pokoju. Ja w tym czasie zaczęłam rozmyślać co dalej. Nie możemy wiecznie żyć w tym domku. Za jakiś czas ludzie o nim zapomną, ale do tego czasu muszę zająć się stanem psychicznym żołnierza i jego wiedzą na temat współczesnego świata. Muszę też pomyśleć, jak nie dać się wykryć i jak później znaleźć nam miejsce na świecie... Martwię się bardzo. Że nie dam rady pomóc mu tak, jakbym chciała. Czemu tak upierasz się, żeby mi ufać? Nie wiem. Na prawdę nie wiem. Ale tak jest. Ufam mu. Znam go mniej niż bym chciała, ale ufam mu. Nawet kiedy nie był sobą i chciał mnie zabić nie bałam się. Inaczej... Bałam się, że nigdy nie dowie się, że mu wybaczam. Absolutnie wszystko.
     Zjedliśmy razem obiad. Nie było źle. Mogło być lepiej, ale fatalnie też nie było. Chciałam już wstać i poćwiczyć, ale Bucky się nie zgodził. Jest lekko przewrażliwiony na punkcie mojego stanu. Nic mi nie jest. Ale nie narzekałam. Grzecznie leżałam do wieczora. Żeby mi się nie nudziło opowiadał mi historie, które sobie przypomniał. Unikał mówienia o Kapitanie, ale to przyjdzie z czasem. Kiedy było już późno kazał mi pójść spać.
-Przepraszam co? Będziesz mi dyktował o której godzinie co mam robić?- zapytałam zirytowana- Tak nie będzie! Dosyć tego! Wychodzę- zaczęłam podnosić się z łóżka.
-Nie zmuszaj mnie do tego- powiedział rozbawiony, ale ja dalej wstawałam- No dobra, koniec tego buntu- położył się za mną, przewrócił tak, żebym znowu leżała i unieruchomił mnie ramieniem- Jeśli masz zamiar uciekać zostanę tak aż nie zaśniesz.
Poczułam jak rumieniec pojawia się na mojej twarzy.
-No dobra... Idę spać- zamknęłam oczy i starałam się nie myśleć o tym jak jest blisko. Po pewnym czasie zasnęłam...

                                                                       *Loki*

-Twoje ciepło i moje zimno idealnie do siebie pasują kochanie- tuliłem do siebie Sigyn. Siedzieliśmy w jej komnacie od paru godzin, nadal w naszych pierwotnych formach. Według niej miałem się z tym oswoić. Na początku było mi z tym dziwnie. Nie umiem taki być. Ale z czasem, z każdym jej ciepłym słowem, pocałunkiem było mi coraz lepiej. To nie forma mnie określa. A ona nie patrzy na mnie jak na potwora. Czasem zastanawiam się czy gdybym był potworem to zatrzymałbym przy sobie tak idealną kobietę jak ona. I czy dostałbym drugą szansę. Chyba nie jestem aż taki zły, prawda?
-Pasują, pasują- przytaknęła mi Sigyn. Teraz jeszcze lepiej było czuć jak bardzo jest ciepła. To to ciepło, którego tak rozpaczliwie szukałem, by ogrzało moją duszę. Dlatego też muszę bardzo uważać. Ona chyba nie zauważyła, ale teraz gdy tu jest, mnóstwo mężczyzn się jej przygląda... Nie jestem z tego powodu zadowolony. Powtarzam sobie, że dobrzy mężowie nie zamykają żon w klatkach, ale... Ta opcja kusi. Mieć ją tylko dla siebie i z nikim się nią nie dzielić. Ale nie mógłbym spojrzeć jej w oczy. Nie zrobię jej tego. Chyba, że będzie otrzymywała jakieś upominki od tajemniczych wielbicieli. Wtedy to co innego. Wtedy mogę ich wszystkich skazać za zdradę. w końcu co to dla mnie wyśledzenie kogoś. Moja magia ma naprawdę mało ograniczeń.
-Musimy tam jechać jutro z samego rana, wiesz o tym?- spytała mnie.
-Wiem- potwierdziłem.
-Więc idź się teraz zapakować. Pojedziemy tam na dłuuuugo.
-Skąd wiesz?- jej wypowiedź mnie zdziwiła.
-Nazwij to kobiecą intuicją- powiedziała z tajemniczym uśmieszkiem. Tylko wzruszyłem ramionami.
-Nie chce mi się iść pakować.
-Loki- spojrzała na mnie jednym ze swoich zniecierpliwionych spojrzeń, jednak przyniosło odwrotny efekt. Miałem ochotę się z nią podroczyć.
-No ale nie chcesz żebym tu został?- udałem smutek. Ona tylko przewróciła oczami.
-Nigdy się nie zmienisz?
-Pytasz o to osobę, która żyje parę tysięcy lat?
-Pytam jako osoba, która żyje drugi raz.
-Tu mnie masz- przytuliłem ją troszeczkę mocniej i pocałowałem w policzek- Mam iść tak?
-Mogę ci dać jeszcze pięć minut- poddała się. Tylko tyle było mi trzeba. I tak zawsze miała kiepskie poczucie czasu...

                                                                              ***

-Loki, zabiję cię!- krzyk Sigyn przeszył powietrze. Zorientowała się. Za oknem było już ciemno. A w zasadzie na tyle ciemno na ile się da o tej porze roku w Asgardzie. Ale zauważyła- Pakować się! Już!
-Tak jest królowo- wybiegłem z komnaty, a za mną poleciał jej but. Już wiem po kim nasz synek ma cela. Dostałem w tył głowy. Rozmasowałem to miejsce. Ale było warto dla tych chwil spędzonych oczywiście na rozmowie i czytaniu książek. Oczywiście. Zachichotałem. czuję się jakbym znowu był dzieciakiem. Pewnie przez to, że taki jestem kiedy czuję się dobrze. Mam ogromną ochotę namieszać przed wyjazdem... Nic wielkiego. Tylko parę nic nie znaczących żarcików. Nie mogę się doczekać...

                                                                       *Bucky*

  Obserwowałem jej rysy. Wszystko musiałem zapamiętać jak najlepiej.
-Nie mogę cię więcej narażać- szepnąłem- Do widzenia kiedyś...
Ostatni raz spojrzałem na jej twarz i wsłuchiwałem się jeszcze przez moment w jej spokojny oddech. Potargane włosy. Za duża piżama. A pod zamkniętymi teraz powiekami te piękne oczy. To muszę zapamiętać. Pogłaskałem ją delikatnie, a ona mruknęła coś przez sen. Potem wyszedłem z pokoju. Mam nową misję, a ona nie może o niej nic wiedzieć.

4 komentarze:

  1. Jej! Wróciłaś! Trochę długa przerwa, ale było warto czekać.
    Rozdział jest po prostu fenomenalny! Aż zżera mnie ciekawość. Co Bucky chce zrobić!!
    Czekam na kolejne rozdziały! Życzę weny.
    /K.Potterowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdziały bardzo długo się nie pojawiały, ale ten jest bardzo dobrze napisany. Jestem ciekawa, co wydarzy się w następnych częściach. Już nie mogę się doczekać.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  3. Opłacało sie czekac :) i czekam dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. Yayayaya! Nowy rozdział nowy rozdział *tańczy*
    Super! Tylko chyba bardziej lubię "odcinki" z Lex i z Bucky'm niż z Lokim i Sigyn...

    OdpowiedzUsuń