piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 20- Co?

                                                               *Oczami Samanty*
      Moi rodzice patrzyli na siebie z wrogością w oczach.
-Tata? Co ty tu robisz? Jak się tu znalazłeś?- zapytałam lekko oszołomiona. Dawno go nie widziałam, ale zdarzało mi się o nim myśleć. Był jedyną przychylną mi osobą w mojej starej rodzinie. 
-Ja? Co robię? Odwiedzam córkę, a cóżby innego?- zapytał podchodząc do nas powoli. Matka zaczęła się ze mną cofać.
-Nie byłam z nią przez ciebie przez te wszystkie lata! Nie oddam ci jej!- krzyknęła.
-Sama mi zaufałaś. Kazałaś mi ją potrzymać i pobiegłaś sam nie wiem gdzie. Taka okazja mogła się nie powtórzyć. Gdybym miał tylko trochę więcej czasu odmieniłbym jej przeznaczenie! Wiesz, że tak mogło być. Chciałem byś odeszła z nami, ale się sprzeciwiałaś. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem wrócić...- przy ostatnim zdaniu w oczach Surtura pojawił się ból.
-Mogliście tu ze mną być, bylibyśmy jak normalna, kochająca się rodzina, ale nie! Ty wierzysz tylko w złą stronę tej przepowiedni! Nie widzisz tego co ona może oznaczać! 
-Ja chce tylko waszego dobra! Naszego dobra!
-Nie ma już Nas, Surturze. Jesteśmy ty, ja i nasza córka, która ucierpiała najbardziej. Wyjdź stąd. Nie mamy dla ciebie czasu- odwróciła się do niego plecami. Były Władca posłał tylko swej niegdyś ukochanej żonie tęskne spojrzenie i wyszedł z komnaty- Samanto, jak się czujesz?
-Ja tylko nie rozumiem... Co on tu robił i czemu... Znaczy jak...?- nie wiedziałam co powiedzieć. Co się tu właśnie stało? Czemu kiedy zrozumiałam jak ważna jest dla mnie rodzina, ona zaczyna mi się rozsypywać? To nie tak miało być- Zastanawiam się, co tak naprawdę się stało... Kiedy zniknęłam- moja matka słysząc to wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie wzrokiem w którym tkwiła cała jej tęsknota i ból jaki przeżyła.
-To się zaczęło kiedy miałaś 3 lata. Najechano Muspellheim. Najechano nasz pałac. Nie wiemy kto. Nigdy się nie dowiedzieliśmy. Jestem potężnym magiem i musiałam iść bronić naszego domu. Wtedy twój ojciec zamiast pomagać w walce zabrał cię i uciekł. Nie wiedziałam gdzie jesteś, myślałam, że to najeźdźcy zabili twojego ojca, a ciebie porwali. Ale pewnego dnia zjawiła się tu pewna osoba, która twierdziła, że żyjesz, że może cię tu przywrócić. Na początku nie chciałam wierzyć, ale wtedy pokazał mi ciebie na jakimś portrecie, wiedziałam, że tak wyglądasz. Czułam to. Wtedy zawarliśmy pewną umowę... Ale o tym później! Musimy cię przygotować do balu! 
-Mamo... Wolałabym nadrabiać czas, który straciłyśmy... Po co jest ten bal? Najchętniej zostałabym w komnacie. Za dużo się dziś wydarzyło- ba, nawet nie wiedziałam co się dokładnie wydarzyło. 
-Spodoba ci się kochanie. To dla twojego dobra- kobieta wyszeptała parę słów i poczułam jak się rozluźniam. Miałam ciemność przed oczami.
   Kiedy rozchyliłam powieki stałam w zatłoczonej sali. Byłam lekko otępiała i nie wiedziałam co się dzieje. Chłodna ręka popchnęła mnie do przodu. Posłusznie ruszyłam w stronę ozdobionej kwiatami altany. Stanęłam tam i zobaczyłam Lokiego. Bardzo mnie to ucieszyło. Ktoś musiał mi wytłumaczyć co tu się dzieje. On był najbardziej zaufaną osobą.
-Loki, co tu się dzieje?- zapytałam cicho.
-Zaraz zobaczysz- szepnął dotykając mojego ucha ustami. Nawet nie do końca przy zmysłach poczułam gorąco na policzkach.
    Klęknął na jedno kolano. Ujął moje dłonie.
-Samanto Surtursdottir, córko Władczyni Muspellheimu, czy uczynisz ten zaszczyt zwykłemu Lodowemu olbrzymowi jak ja i…- w jego dłoniach zmaterializował się pierścionek- wyjdziesz za mnie?
Moje oczy się rozszerzyły. 
-Tak!- powiedziałam, ale to nie byłam ja. Chciałam tego, ale  jeszcze nie teraz! Wiem, że i tak musiałam to zrobić, ale myślałam, że zostaniemy tu dłużej. Moja matka...
    Nie było czasu na zastanawianie się. Odzyskałam władzę nad samą sobą, ale została mi natychmiast zabrana. Loki wstał, nałożył mi pierścionek i pocałował mnie z pasją. Przytulał mnie do siebie i trzymał tak mocno, jakbym miała uciec. Moje palce zaplątały się w jego delikatnych włosach. Oddaliliśmy się od siebie i zetknęliśmy się czołami. Jego oczy wwiercały się w moje serce, a jego delikatny uśmieszek sprawiał, że traciłam dech w piersiach. Wszyscy klaskali. Tylko w jednym moim oku szkliła się jedna samotna łza.


                                                                          *Oczami Lex*


       Otworzyłam oczy. Musiałam zasnąć nawet tego nie zauważając. Jamesa nie było w pokoju. Wstałam szybko. Bałam się. Że odszedł, że nie chciał sprawiać mi bólu swoją obecnością, ale tak nie było. Wybaczyłam mu już. Nie zabił nikogo z własnej woli. Ja... ja chciałam żeby tu był. Byłabym bez niego samotna. Przeszukałam dom. Nie było go... Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Czemu? Czemu kiedy już wiedziałam, że nie chcę być zawsze sama on musiał odejść. Usłyszałam jak drzwi się otwierają. Ruszyłam w tamtą stronę. Stał tam. Jak gdyby nigdy nic stał tam z siatkami w obu rękach. Niewiele myśląc rzuciłam się na niego i przytuliłam go. Szlochałam, a moje ciało przeszywały dreszcze. Usłyszałam jak plastikowe siatki upadły na podłogę, a jego ręce mnie oplotły i przycisnęły do siebie. 
-Myślałam że... że mnie... zostawisz i tak bardzo... się bałam, że zostanę s...sama- wyszeptałam. Przytulił mnie jeszcze mocniej.
-Nie martw się. Nie zostawiłbym cię tak. Tyle dla mnie zrobiłaś. Już dwukrotnie musiałaś się mą zajmować. Proszę, nie płacz! Musiałem... Przemyśleć wszystko w samotności. Ja... Pamiętam. Wszystko. Wszystko co mi się przytrafiło. A tak w zasadzie...- puścił mnie i oddalił się- jestem James, ale mów mi Bucky- uśmiechnął się. Uścisnęłam mu dłoń. Teraz Jame... Bucky może zacząć od nowa. Cieszy mnie to, ale...
-CZY TY WIESZ CO TY ZROBIŁEŚ?!- O nie.
-Nie do końca rozumiem o co ci chodzi.
-Uważaj bo to podchwytliwe pytanie... CZY WSZYSCY LUDZIE MAJĄ METALOWE RAMIONA?! A MOŻE JEST TO ZNAK ROZPOZNAWCZY PEWNEGO PRZESTĘPCY ŚCIGANEGO PRZEZ TAJNE SŁUŻBY?!
-O tym nie pomyślałem... Ale skoro nie zrobiłem nic złego to chyba mnie nie zauważyli!
-Oni cię szukają. 24 godziny na dobę. Nie poddadzą się tak łatwo.
-Ale przecież już by tu byli, co nie?- zapytał z uśmiechem.
             I wtedy coś wybuchło.
                                                                   *Oczami Lokiego*

            Mam ją. Moją, na zawsze. Nie muszę z nikim dzielić się skarbem, którym jest. Byłoby to niebezpieczne biorąc pod uwagę uczucia jakie we mnie wywołuje. Nie chcę, żeby ktokolwiek nią manipulował. No może poza mną... Ale to nie ważne. Nic już nie jest ważne gdy jedyne światło w moim życiu, lina której się tak rozpaczliwie trzymałem już nie zniknie. A zadbam o to by nie znikła. Zapomni o życiu beze mnie. Niosłem ją na rękach, do jej pokoju. Nie będziemy sypiali razem do dnia ślubu. Dręczyła mnie to, bo myśl o zostawieniu jej samej, pogrążonej we śnie bez opieki mnie przerażała. Poza tym chciałbym móc budząc się widzieć jej piękne zielone oczy i ten uroczy wyraz twarzy kiedy śpi, tak niewinna i delikatna. Mam coś co chcę chronić. Położyłem ją najdelikatniej jak umiałem na jej łożu. 
-Dobranoc Sig... Dobranoc Samanto. Słodkich snów- wyszeptałem jej do ucha pochylając się nad nią. Była nieprzytomna. Jej dalecy krewi postanowili nauczyć ją kosztować wodę smoków. Nie zdążyłem ostrzec jej przed tym, że dla jej zmysłów przestawionych dalej na smaki Midgardu, będzie to najmocniejszy trunek jakiego miała okazję skosztować w życiu. I tak właśnie moja wybranka po jednym tylko łyku zakończyła imprezę zaręczynową. W samą porę bo zaczynałem się nudzić. Chciałem już wracać do Asgardu i rozpocząć jedną wymaganą do naszego ślubu ceremonię.
-Dobranoc Loki- uśmiechała się do mnie. Jej twarz była cała zaróżowiona. To w pewien sposób było zabawne. Uśmiechając się opuściłem jej komnatę. Zaraz po tym jak zamknęły się za mną drzwi poczułam ostrze na gardle.
-Gadaj co chcesz zrobić z moją kuzynką, jotunheimskie ścierwo...

10 komentarzy:

  1. Przyznam szczerze, że natrafiłam na twojego bloga niedawno i bardzo spodobało mi się twoje opowiadanie. :) Zrobiło mi się trochę przykro, że zakończyło się w takim momencie, mimo tego nadal odwiedzałam tego bloga z nadzieją, że wreszcie pojawi się nowy post i proszę pojawił się! :D Jestem bardzo szczęśliwa, że wróciłaś do pisania i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. Rozdział świetny! Życzę weny! ;)
    Twoja nowa czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg. Nareszcie, po tak długim czasie nowy rozdział. Trochę krótki, nie powiem, ale całkiem ciekawy. Nie umiem się doczekać dalszej części. Ciekawe co będzie dalej. Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG!!!!! Dziekuje ze wróciłaś tak dlugo czekałam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciesze się że wrocilaś. Naprawdę fajny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciesze się że wrocilaś. Naprawdę fajny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciesze się że wrocilaś. Naprawdę fajny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję, że niedługo coś dodasz, bo nie wytrzymam napięcia! :**

    OdpowiedzUsuń
  8. No wreszcie wróciłaś! W 3 dni nadrobiłam wszystkie rozdziały i mam nadzieje, że już niebawem pojawi się ciąg dalszy! Będę czekać z niecierpliwością nawet 2000lat ( ale wolałabym nie;) )! [Jak Rorey czekał na Amy]

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń