*Sigyn*
Loki dziwnie się zachowywał. Spojrzałam na niego i zawołałam po imieniu. Spojrzał na mnie jakby dopiero co się obudził. W tym samym momencie do komnaty wpadł strażnik.
-Panie. Mam ważne wieści z Jotunheimu.
-Tak?- spytał Loki, wyraźnie poirytowany. Nie umie udawać kiedy jest z nami.
-Ich władca powrócił. Laufey żyje- poczułam chłód, który rozchodził się powoli po moim ciele. Laufey... Biologiczny ojciec mojego męża... Spojrzałam na niego zaniepokojona. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Dla jasności, to oznacza, że jest bardzo źle. Położyłam mu dłoń na ramieniu. Był cały spięty, jak dzikie zwierzę gotujące się do ataku.
-Zrozumiałem. Zarządź spotkanie wszystkich bogów. Najszybciej jak to możliwe.
Siedziałam obok niego w sali tronowej Asgardu. Jako jego królowa. Tak jak zawsze tego chciał. Odziana w szaty w jego kolorach wyglądałam tak jakbym była na należnym mi miejscu. Ale to nie ja. Ja wolałabym być razem z całą rodziną na spacerze, lub pomagać moim dawnym przyjaciółkom w kuchni. Tutaj obserwowali mnie ci, którzy lata temu traktowali mnie jak niewolnicę. Ci którzy się za mną nie wstawili. I to najgorszy z nich okazał się moim wybawcą. To zabawne, jak niesamowite dwie historie miłosne mam z jedną osobą. Obróciłam się i na niego spojrzałam. Prawdziwy król. Rozsiadł się wygodnie na tronie, a jego wzrok błądził po zebranych bogach. Próbował się zorientować czy ktoś już wie. Jestem tego pewna. Znam go nie od dziś. Znam nie jedną jego twarz. Całe jego życie i półtora mojego życia. Właśnie... Czy to się liczy jako dwa? Nie wiem. Zamknęłam oczy i skupiłam się na źródle mojej mocy. To coś jak serce i dusza i w ogóle wszystko, cała nasza esencja w jednym. Moja była niejednolita. Czerwień mieszała się chaotycznie z zielenią. Było tam coś co iskrzyło, ale nie mogłam tego dotknąć. Potrzebuję czasu. Dużo czasu. Muszę to wszystko pozbierać. Sięgnęłam poza moje ciało. Esencje wszystkich bogów były naokoło mnie. Mieniące się, ale wszystkie jednolite. Jak zwykle nie pasuję, huh? Nie przejmuję się już tym. Spojrzałam na esencję Lokiego. Była jaśniejsza niż kiedyś, ale niepokoiła mnie mała ciemna plamka ukryta gdzieś w zapomnianych zakątkach duszy. Ukrywał coś. Nie lubię jak coś ukrywa. Zawsze kończy się to źle i dla mnie i dla niego. Obserwowałam wszystko co dzieje się na sali mając zamknięte oczy. Słuchałam kłótni. Loki milczał i słuchał. A ja? Ja już wiedziałam co zrobić. Moja ludzka strona nauczyła mnie, że i ja potrafię się odezwać. Wstałam ze swojego miejsca i otworzyłam oczy.
-Pojedziemy do Jotunheimu. Jeśli Laufey wrócił, będziemy musieli z nim porozmawiać- wszyscy na mnie patrzyli. Wplotłam w tą przemowę magię, więc wszyscy byli pozytywnie nastawieni. Tyko nie jedna osoba. Przemówił po raz pierwszy.
-Tak. Pojadę. Tak planowałem to rozegrać od początku. Ale ty tu zostajesz.
-To załatwimy między sobą skarbie- puściłam mu oko- Spotkanie uznaję za zakończone. Dziękuję wam za przybycie.
-Niech wieść się niesie po dziewięciu światach, że nasza więź została wzmocniona- usłyszałam tradycyjną odpowiedź. Loki nie miał już prawa głosu. Ups. Trudno. Załatwimy to sami.