sobota, 22 marca 2014

Rozdział 14- A zarazem daleko...

                                                  *Oczami Samanty*
   -Co ty...? Co ty namalowałaś?! - Loki był wściekły.
-Nie wiem. Bez przepaski na oczach nie wolno mi na to spojrzeć. Mam malować emocje i sceny z mojego umysłu. Sny, wspomnienia... Coś nie tak? Namalowałam coś... niestosownego?- Bałam się. Co jeśli namalowałam nasz... Nasz pocałunek? Moja głupia głowa mogła mi to podsunąć...
-Nieważne. Idę do siebie. Niedługo przyjdę- Już miał otworzyć drzwi, gdy złapałam go za rękę. Odwrócił się i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Loki... Czy... Loki, czy ty... Ty mnie nienawidzisz?
-Nie. Ja raczej nie nienawidzę bez powodu. A czemu pytasz?
-Bo...- wzięłam głębszy oddech- Loki, ja znam tu głównie ciebie. Nigdy nikomu nie ufałam i zawsze byłam sama. Nie lubię ludzi. Ale ty jesteś... Jesteś inny. Jesteś do mnie podobny. Nie pozwolisz mi w tym wszystkim utonąć?
-Jestem najmniej odpowiednią osobą. Jestem wredny, oszukuję, ośmieszam i knuję. Chcesz pomocy od takiej osoby?
-Tak. Chcę pomocy od kogoś takiego jak ja.
-Uprzedzam, że jestem trudnym kompanem.
-Chyba już się o tym przekonałam. Chyba głównie przekonywałam się o tym na początku. Czy możemy coś ustalić?
-Zależy co- Loki był ludzki. Miałam nadzieje, że zgodzi się na to...
-Loki, czy możemy czasem po prostu rozmawiać? Bez krętactw, bez większych złośliwości? Tak... szczerze?
-Pytasz o to kłamcę?- uśmiechnął się lekko.
-Tak. Dla mnie też to będzie trudne. Nie dzielę się raczej niczym...  Zresztą... Nieważne. Zapomnij.
-Nie- spojrzałam na niego zdziwiona- Jesteśmy do siebie podobni. Możliwe że się zrozumiemy. Chcesz się dowiedzieć czegoś na chwilę obecną?
-Chyba przychodzi mi do głowy najgłupsze pytanie z możliwych- uśmiechnęłam się do niego jednym z nielicznych szczerych uśmiechów.
-Śmiało.
-Skąd tyle legend o twoich dzieciach? I czy naprawdę jesteś matk...
-Nie! Nie, nie jestem. Legendy... U nas raczej plotki, to próba ośmieszenia mnie, zamazania pamięci o zbrodni Odyna, a że nie jestem lubiany przybrały taką formę. Teraz moja kolej na pytanie.
-Słucham.
-Czemu tak nagle przyszło ci do głowy, żeby spróbować się ze mną zaprzyjaźnić? Zawsze byłaś złośliwa i nie wyglądałaś na osobę do rozmów.
-No patrz- udałam zdziwienie- Ty raczej też. Ale serio, znalazłam książkę w bibliotece. Książkę o lustrach. I przeczytałam, że lustra często zostają dobrymi przyjaciółmi. Pomyślałam, że komu jak komu, ale nam przydałby się ktoś, kto wszystko zrozumie.
-Prawda. Ale... Muszę iść. I pamiętaj. Ja nie pozwolę ci utonąć. Nigdy.
   Zostawił mnie w pokoju samą. Rozmyślałam o naszej rozmowie i zastanawiałam się co mnie napadło.
                                                          *Oczami Lokiego*
    To nie było do mnie podobna, ale naprawdę poczułem, że mogę komuś zaufać i pozwolić sobie pomóc. Postanowiłem spróbować zaufać. Poza tym kiedy zapytała, czy nie pozwolę jej utonąć, przypominała mi mnie samego. Moja dusza krzyczała to do wszechświata codziennie, lecz nikt nie odbierał wiadomości stłumionej przez maskę, którą sam założyłem. Dlatego musiałem jej pomóc. Dlatego nie zależnie od tego, kim jestem- wygnańcem, królem czy zbrodniarzem- mam zamiar o nią dbać. Teraz nie jest już tylko potrzebnym przedmiotem, pionkiem w grze. Jest dla mnie ważna. Jest moim słabym punktem, którego nikt nie wykorzysta, bo oprócz mojej ochrony, sama świetnie daje sobie radę. Muszę zapisać ją na jakąś sztukę walki. Nadadzą się te jej ukochane noże. Nie przyznam jej nigdy, że jest dla mnie ważna. Jest zbyt wartościowa, żebym stracił ją z tak błahego powodu. Nikt nie wie o czym myślę... A ona będzie osobą której nikt nie zrani. Już od początku czułem przy niej coś dziwnego. No, i jeszcze to podobieństwo...
   Ja chyba... Chyba coś do niej czuję. Nie jest to na razie nic wielkiego, ale wiem, że i tak nie dam jej skrzywdzić. Jest teraz moja. Nikt jej nawet nie tknie. Należy do mnie!
    To myśląc udałem się do komnaty chłopców. Zaopiekowałem się nimi i posłałem na obiad. Miałem jeszcze dużo do załatwienia... Najpierw źrebak. Kazałem przygotować pokój.
     Stajnie królewskie były olbrzymie,  jednak znajdował się tam tylko jeden wierzchowiec. Mój syn.
-Sleppie!- w odpowiedzi usłyszałem wściekłe rżenie i stukanie kopyt o marmurową podłogę. Ośmiu kopyt- Czy nie możesz się zmienić, byśmy mogli chwilkę porozmawiać?
-Spadaj.
-I po kim ty taki wygadany, powiesz mi? Zbieraj się, idziemy!
-Z tobą?  Gdzie i po co?
-Idziemy do twojego pokoju. Przeprowadzasz się do zamku.
     Jedna sprawa z głowy. Teraz idę przygotować lekcje dla Samanty i załatwić jej treningi.
     Jestem dziś tak zapracowany...
Do komnaty wpadł strażnik.
-Panie! Thor i jego narzeczona uciekli z lochów i z Asgardu!

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 13- Blisko

Przepraszam!!!
                                                                   *Loki *
     Kiedy wróciłem do pałacu, była późna noc. Udałem się do komnat Samanty. Otworzyłem drzwi. Otoczył mnie zapach Asgardzkich kwiatów. Dziewczyna leżała na łożu. Jej włosy opadały jej na ramiona. Nawet ja musiałem przyznać, że jest piękna. Jej twarz miała niewinny wyraz. Jej skóra była biała jak śnieg. Miała długie, czarne, rzęsy i delikatnie zaróżowione policzki.
      Postanowiłem rozejrzeć się po jej komnacie. Nie było tu zbyt wielu rzeczy. Jedyne, co zauważyłem nowego, to sztaluga a na niej płótno. Naokoło były porozstawiane farby. Na malunku widać już było zarys dwójki ludzi. Najprawdopodobniej była to para zakochanych. Podszedłem do jej biurka. Na nim leżał rysunek. Było to oko. Niby nic nadzwyczajnego. Narysowane całkiem dobrze jak na początek jej nauki. Jedno mnie zaciekawiło. Przyjrzałem się uważniej. Nie zorientowałbym się, gdyby nie inne kawałki twarzy, ale na rysunku... Ona narysowała moje oko. To zdecydowanie nie jest normalne. Ta dziewczyna mnie denerwuje. Zawsze gdy myślę, że znam ją na wylot i już rozumiem jej tok myślenia, ona robi obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Rozumiem. Gdy mieszkała ze mną w kryjówce, oszukała mnie. Przyznaję. Ale teraz? Nie rozumiałem co się dzieje w jej głowie.
     Poszedłem do mojej komnaty i od razu zorientowałem się, że coś jest nie tak. W moim pokoju mimo zapalonego światła widać było cienie. Na moim łóżku siedział...
-Witaj tatuś. Dawno żeśmy się nie widzieli- powiedział 17-nastolatek.
-Witaj synu. Co cię tu sprowadza?- Szlag! Zapomniałem o nim. Zapewniając mu przetrwanie, sprowadziłem na siebie jego nienawiść.
-No wiesz, nudziło mi się samemu w stajni. Kiedyś chociaż chciało ci się ruszyć tyłek i mnie odwiedzić.
-Sleipnirze!...
-Kiedyś mówiłeś do mnie Sleppie. Może wtedy bałem się powiedzieć ci w twarz, co o tobie myślę i byłem dobrym chłopcem? To po co oddawałeś mnie do dziadka, żeby woził na mnie swoje tłuste dupko?!
-Musiałem cię ratować, nie rozumiesz?!
-To czemu nie uratowałeś matki?!- szczeniak... raczej źrebak przegiął. Wokół mnie utworzyły się małe zielone obłoki z których trzaskały małe pioruny-  Tak! Najlepiej rób to co wychodzi ci najlepiej! To twoja wina!!!
 Opanowałem się -Lepiej wracaj do siebie. Nie mam teraz czasu z tobą rozmawiać.
    Naburmuszony wyszedł z mojej komnaty. Westchnąłem. Miał rację. Zamiast ją ratować, ja stałem i przypatrywałem się, jak uchodzi z niej życie. Położyłem się na łóżku i zasnąłem. Całą noc dręczyły mnie koszmary.
                                                                   ***
  Rano dzień zacząłem od powiadomienia Samanty o planie na dziś. Mieliśmy udać się do pewnego miejsca. Po drodze do jej komnaty odwiedziłem dzieciaki. Ich komnata wyglądała zabawnie, kiedy tam siedzieli. Olbrzymie zdobienia i dwa małe dzieciaki. O Munga się nie martwię. Jest podobny do mnie. Daje sobie radę. Bardziej martwiło mnie to, że Fen jest podobny do swojej matki. Jest współczujący i wrażliwy. Jest też niestety zbyt ufny.
    W końcu stanąłem w drzwiach pokoju Samanty. Wziąłem głębszy oddech i pchnąłem drzwi do jej komnaty. Niech mnie szlag trafi! Problem w tym, że nie zapukałem. Kiedy postawiłem nogę w pokoju widziałem ją. Stała do mnie plecami i właśnie miała zdjąć koszulę nocną, żeby się przebrać. Zasłoniłem oczy- Czy mogłabyś z tym poczekać?
-Loki?! Co ty tu?! Zaczekaj- zniknęła w swojej łazience.
  O mały włos. Chyba nauczę się pukać... Zaraz, że co? Ja, król Asgardu Loki miałbym pukać? To niedorzeczność! To byłby jej problem nie mój! Co się ze mną dzieje? Nie wiem...
-Loki... Mógłbyś pukać na przyszłość?- dziewczyna wyszła z łazienki.
-Raczej nie.- popatrzyła mi prosto w oczy i lekko pokręciła głową. Ten gest... Tak znajomy.
-Musisz się przygotować. Jutro jedziemy do Muspelheimu, gdzie przeprowadzimy małe dochodzenie... Za miesiąc ma się odbyć twoje odrodzenie.
-Zaraz, co?
-Odrodzenie. Gdybyś szybciej czytała, to byś wiedziała. Przeczytaj książki ode mnie, a zrozumiesz. Na razie idę jeszcze ustalić szczegóły wyjazdu. Wieczorem przyjdę cię poduczyć. Zobaczymy, czy odrobina zamieszania nie pogorszyła twoich umiejętności jeszcze bardziej- O tak. Wieczorem czeka ją ciężki trening. Może na przykład łączenie żywiołów, cieni i świateł? Spojrzałem na sztalugę. To co tam zobaczyłem...
-Co ty...?